Niesamowite miejsce. Ktoś powie, że z premedytacją nastawione na efekt wstrząsu, a przez to odmóżdżające, ale dla mnie to było niesamowite przeżycie.
Całość maksymalnie multimedialna. Widzisz, słyszysz, dotykasz, czujesz wstrząsy. Jest tam kilka miejsc, których nie zapomnę nigdy, choćby krótkie przejście kanałami, które są w podziemiach muzeum.
Dużo słyszałem o muzeum,że wrażenie niesamowite!Zobaczymy...moze w tym roku dam rade.
Mucha gdybyś zawitał do muzemu to pewnie Twoje zdanie uległoby zmianie.Pamietam lekcje historii w latach 80tych i krotką notkę o powstaniu.Dzieki dziadkowi co słuzył w AK dowiedziałem sie wiecej.
Dołączył: 20 Mar 2006 Posty: 10273 Skąd: Piękny kraj!
Wysłany: Wto 19 Sie, 2008 01:29
No cóż... długo temat wisi, a mimo tego nazbyt wielu głosów nie ma... Hmmm... dziwne? Czy nie? Nie do końca chce mi się wierzyć, że nie ma tu fanów tego zrywu, jak również i jego antagonistów... Poprę Muchę... To tak na początek... Z tym AK - Krawiec, sprzymierzeńca we mnie nie znajdziesz
Powstanie wciąż trwa... - to taka metafora do podróży w przeszłość... 64 lata... Może co nie co rozruszamy temacik?
Mnie na początek nazwisko Dirlewanger zainteresowało, a to za sprawą artykułu w "RP" (Rzeczpospolita). W wolnej chwili wklepię go w tym dziale. Tymczasem znalazłem w sieci coś z marca w tym temacie również:
Odkryta kartoteka zbrodniarzy
Cezary Gmyz 17-05-2008,
Nikt ich nie niepokoił przez 64 lata Lista esesmanów, którzy brali udział w eksterminacji cywilów i żołnierzy powstania warszawskiego, trafi do śledczych z IPN
– Fakt, że w czasie PRL nikt nie próbował rozliczyć zbrodni popełnionych w czasie powstania warszawskiego, nie jest dziwny. Komunistom po prostu nie zależało na czczeniu pamięci powstania. Jednak za jedno z największych zaniedbań niepodległej Rzeczypospolitej uznać należy, że przez 18 lat nikt nie podjął tego tematu – mówi „Rz“ Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego.
Pojawiła się jednak szansa, by osądzić zbrodniarzy wojennych. Muzeum ma listę esesmanów, którzy tłumili powstanie. Okazało się, że żyje co najmniej kilkunastu członków najbardziej zbrodniczej formacji II wojny światowej – osławionej brygady Dirlewangera. Zostanie ona przekazana śledczym z IPN. Zbrodnie, których dopuścili się dirlewangerowcy, nie podlegają przedawnieniu.
Esesmani w Internecie
Na trop esesmanów trafiono przy okazji badań archiwalnych prowadzonych przez muzeum. Chciano zebrać świadectwa niemieckich żołnierzy, którzy walczyli przeciw warszawskim powstańcom. Ich danych szukano w Ludwigsburgu, Berlinie i Koblencji. Złożono też zapytanie do Czerwonego Krzyża.
Z Austrii otrzymano kartotekę zawierającą ok. stu kart z danymi esesmanów z brygady Dirlewangera. Pracownicy muzeum poprosili niemieckie wolontariuszki o sprawdzenie, czy te osoby żyją.
Dane z kartoteki zawierały adresy. Okazało się, że pod takimi adresami w niemieckiej internetowej książce telefonicznej nadal mieszkają byli esesmani. Wolontariuszkom udało się dodzwonić do kilkunastu z nich. – Miały duże opory, wiedziały, że nie będą rozmawiać z żołnierzami Wehrmachtu, ale ze zbrodniarzami z SS – mówi Hanna Nowak-Radziejowska z MPW.
– Zazwyczaj reakcją było odłożenie słuchawki. Wolontariuszki usłyszały także obelgi– opowiada Ołdakowski.
Polujący na ludzi
Brygada Dirlewangera była formacją SS składającą się prawie wyłącznie z samych kryminalistów, którym naziści darowali kary w zamian za walkę na najtrudniejszych odcinkach frontu. Powstała w 1940 roku jako Wilddiebkommando Oranienburg (Komando kłusowników Oranienburg). Nazwa pochodziła od tego, że większość jej stanu osobowego stanowili kryminaliści złapani na kłusownictwie.
O umiejętnościach ludzi Dirlewangera wspominał Erich von dem Bach – dowódca oddziałów SS skierowanych do stłumienia powstania warszawskiego. „Posiadali zadziwiającą sprawność strzelecką, w związku z tym wytworzyła się w brygadzie swoista ambicja: tylko celny strzał do przeciwnika na dalszą odległość zasługiwał na uznanie“ – relacjonował. Nie wspominał już, że owymi przeciwnikami bardzo często była ludność cywilna, współzawodnictwo zaś miało cechy polowania na ludzi.
Podwładni Dirlewangera byli fanatycznymi nazistami. Zabijali bez sądu towarzyszy walki, którzy ośmieliliby się powątpiewać w ostateczne zwycięstwo III Rzeszy.
Do tłumienia powstania warszawskiego jako brygada ludzie Dirlewangera zostali skierowani 4 sierpnia 1944 r.
Wzięli udział w rzezi ludności cywilnej na Woli, gdzie między5 a 7 sierpnia rozstrzelano aż40 tysięcy cywilów. Potem dirlewangerowcy dopuszczali się zbrodni na Starym Mieście i Czerniakowie.
Dołączył: 20 Mar 2006 Posty: 10273 Skąd: Piękny kraj!
Wysłany: Wto 19 Sie, 2008 01:48
Barbarzyńcy w Warszawie
"Esesmani Dirlewangera nie brali jeńców, ale i sami nie otrzymywali litości. W trakcie walk ludzi Dirlewangera było łatwo rozpoznać. Stanowili bandę brudnych obdartych zbirów".
Podczas narady wyższych dowódców niemieckich, 21 września 1944 r., ReichsfĂźhrer-SS Heinrich Himmler miał powiedzieć o Powstaniu Warszawskim, że to: "walka najbardziej zażarta spośród prowadzonych od początku wojny, równie ciężka, jak walka uliczna o Stalingrad".
Dopiero od niedawna temat Powstania Warszawskiego zaczął docierać do świadomości opinii publicznej na całym świecie. To wydarzenie z czasów ubiegłej wojny było jednym z najbardziej tragicznych w historii XX wieku. Sześćdziesiąt trzy dni prawdziwego piekła na ziemi, morderczych walk w scenerii ruin, huku wystrzałów, duszącego pyłu i cuchnących trupów.
Powstanie związało znaczną część 9 Armii Niemieckiej, zadając okupantowi ciężkie straty. Zginęło siedemnaście tysięcy niemieckich żołnierzy, a dziewięć tysięcy odniosło rany.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że walki w Warszawie stały się swoistym eksperymentalnym poligonem dla hitlerowskiej machiny wojennej. Na miasto rzucono wiele rodzajów nowatorskiej broni, jak również odziały złożone z morderców, zwyrodnialców i wszelkich przestępców.
3 sierpnia 1944 r. dowódcą niemieckich sił walczących w Warszawie został SS - ObergruppefĂźhrer Erich von dem Bach-Zalewski. Natychmiast rozpoczął poszukiwania formacji, które bez większego uszczerbku dla frontu mogłyby wziąć udział w walkach. Do stolicy ściągnięto między innymi pododdziały 5 Dywizji Pancernej SS "Viking" i Dywizji Pancerno-Spadochronowej "Herman GĂśring", pułk szturmowy Brygady RONA (Rosyjskiej Narodowej Armii Wyzwoleńczej), oddział białoruski (część 13. Batalionu Specjalnego SS), 209. Kozacki Batalion Schutzmannschaften, I/111. Batalion Azerski, II Batalion "Bergmann" (kaukaski), ukraiński Legion Wołyński i wiele innych formacji Wehrmachtu i policji. Kluczową rolę w tłumieniu powstania miała jednak odegrać SS Sturmbrigade pod dowództwem OberfĂźhrera Oskara Dirlewangera.
Zbieranina degeneratów
Początki Sturmbrigade "Dirlewanger" sięgają początków wojny. Wówczas to u Himmlera zameldował się sam Oskar Dirlewanger, proponując sformowanie jednostki, która swoimi walorami bojowymi przewyższy wszystkie inne. W jej szeregach mieliby się znaleźć ludzie nade wszystko kochający ryzyko i przygodę, a przy tym bezwzględni i brutalni.
Gdzie ich znaleźć? Oczywiście w więzieniach i obozach koncentracyjnych. Mordercy, gwałciciele, wszelkiej maści pospolici przestępcy no i przede wszystkim kłusownicy - świetnie posługujący się karabinem i doskonale radzący sobie w terenie.
ReichsfĂźhrer zaakceptował projekt. Ośrodkiem szkoleniowym nowego batalionu został obóz w Sachsenhausen, zaś punktem dowodzenia dawny klasztor żeński in der Fischergasse zu Krakau.
Metody szkolenia i atmosfera w jednostce daleko odbiegały od cywilizowanych standardów. Na porządku dziennym były kary cielesne. Za drobne przewinienia groziła chłosta, zaś za niesubordynację - pluton egzekucyjny. Batalion posiadał własną policję zwaną Burg - Gandarmen, która dysponowała swoistym aresztem - ciasną skrzynią utrzymującą winowajcę w pozycji stojącej.
Latem 1941 r. oddział Dirlewangera skierowano nad Bug, gdzie nadzorował ludność żydowską zapędzoną do niewolniczej pracy. Następnie trafił na Lubelszczyznę, biorąc tam udział w mordach i pacyfikacjach.
Głównym przeznaczeniem batalionu były antypartyzanckie działania na tyłach frontu. W rzeczywistości oznaczało to masową eksterminację absolutnie wszystkiego. Podwładni Oskara Dirlewangera okrucieństwem i zezwierzęceniem wielokrotnie przewyższali wszystko, co najgorsze w III Rzeszy. Tylko w drugiej połowie lipca 1943 r. w wyniku działań oddziału z powierzchni ziemi uniknęło 807 wsi na wschodzie.
W sierpniu 1943 batalion przekształcono w pułk - SS Sonderregiment "Dirlewanger". Jednocześnie oddelegowano doń około półtora tysiąca więźniów z karnego obozu w Matzkau pod Gdańskiem. Byli to głównie policjanci i esesmani - często z wyrokami śmierci - osadzeni tam za przestępstwa kryminalne. Rok później jednostka przekształca się w osławioną brygadę - SS Sturmbrigade "Dirlewanger".
Rzeźnicy Warszawy
5 sierpnia 1944 roku SS Sturmbrigade "Dirlewanger" rzucona została do Warszawy, wchodząc w skład grupy bojowej Heinza Reinefahrta. To na niej miał spocząć główny ciężar pacyfikowania powstania.
Sturmbigade uderzała od strony ulicy Wolskiej i Towarowej. Utopiła we krwi Górny Czerniaków, Śródmieście, Powiśle i Starówkę, urządziła rzeź Woli.
W trakcie walk ludzi Dirlewangera było niezwykle łatwo rozpoznać. Stanowili bandę brudnych obdartych zbirów bez dystynkcji na mundurach. Podczas natarcia pędzili bezładną masą, często zamroczeni alkoholem, na powstańcze pozycje, ginąc przy tym jak muchy (w trakcie powstania straty Sturmbrigade osiągnęły 315 %). Część z nich pozbawiona była broni. Zdobywali ją, wyrywając z zesztywniałych w pośmiertnym skurczu dłoni swoich towarzyszy.
Z tyłu zazwyczaj jechał w czołgu Oskar Dirlewanger. Popędzał całą tę zgraję, a co oporniejszym po prostu strzelał w plecy. Świadkowie tamtych wydarzeń opowiadają, że SS-OberfĂźhrer miał zwyczaj urządzania w każdy czwartek egzekucji. Wieszał za byle co i byle kogo. Nieważne czy swój czy wróg.
Esesmani Dirlewangera nie brali jeńców, ale i sami nie otrzymywali litości. Zdaje się, że takie ich traktowanie było w pełni uzasadnione. Mathi Schenk - saper z Wehrmachtu - wspominał: "Za każdym razem, kiedy szturmowaliśmy piwnicę, a były w niej kobiety, dirlewangerowcy je gwałcili. Często kilku tę samą, szybko, nie wypuszczając broni z rąk. Wtedy, po jakiejś walce wręcz, trząsłem się pod ścianą, nie mogłem się uspokoić; wpadli ludzie Dirlewangera. Jeden wziął kobietę. Była ładna, młoda. Nie krzyczała. Gwałcił ją, przyciskając mocno jej głowę do stołu. W drugiej ręce miał bagnet. Najpierw rozciął jej bluzkę. Potem jedno cięcie, od brzucha po szyję. Krew chlusnęła".
Innym znowu razem: "Weszliśmy do środka z nastawionymi bagnetami. Ogromna hala z łóżkami i materacami na podłodze. Wszędzie ranni. Oprócz Polaków leżeli tam ciężko ranni Niemcy. Prosili, żeby nie zabijać Polaków. Polski oficer, lekarz i 15 polskich sióstr Czerwonego Krzyża oddało nam lazaret. Ale za nami biegli już dirlewangerowcy. Zdążyłem wepchnąć jedną z sióstr za drzwi i zakluczyć. Słyszałem po wojnie, że przeżyła. Esesmani rozstrzelali wszystkich rannych. Rozwalali im głowy kolbami. Niemieccy ranni krzyczeli i płakali. Potem dirlewangerowcy rzucili się na siostry, zdzierali z nich ubrania. Nas wypędzili na wartę. Słychać było krzyki kobiet.
Wieczorem na Adolf Hitler Platz był wrzask jak na walkach bokserskich. Wdrapaliśmy się z kolegą po gruzach, żeby zobaczyć, co się dzieje. Żołnierze wszystkich formacji: Wehrmacht, SS, kozacy od Kamińskiego, chłopcy z Hitlerjugend; gwizdy, nawoływania. Dirlewanger stał ze swoimi ludźmi i się śmiał. Przez plac pędzili pielęgniarki z tego lazaretu, nagie, z rękami na głowie. Po nogach ciekła im krew. Za nimi ciągnęli lekarza z pętlą na szyi. Miał na sobie kawałek szmaty, czerwonej, może od krwi, i kolczastą koronę na głowie. Szli pod szubienicę, na której kołysało się już kilka ciał. Kiedy wieszali jedną z sióstr, Dirlewanger odkopnął jej cegły spod nóg".
Po wojnie SS-BrigadefĂźhrer Ernst Rode, szef sztabu von dem Bacha, powiedział o tej bandzie: "była to raczej gromada świń aniżeli żołnierze". Jego zdanie podzielało wielu ówczesnych niemieckich dowódców. Odmienny pogląd na tę sprawę miał Adolf Hitler.
FĂźhrer uznał, że nie kto inny, jak Oskar Dirlewanger był rzeczywistym pogromcą powstania. W uznaniu zasług Dirlewanger odznaczony został Krzyżem Rycerskim, a w mieście Esslingen zorganizowano uroczystą akademię na cześć zwycięzców z Warszawy.
Marny koniec
Po upadku Powstania Warszawskiego Brygada skierowana została na Słowację, gdzie we właściwy sobie sposób wzięła udział w pacyfikacji tamtejszego powstania.
Kolejnym punktem w szlaku bojowym SS Sturmbrigade "Dirlewanger" stał się odcinek frontu na Węgrzech. I tam kompletnie zawiodła. W starciu z wojskami radzieckimi esesmani uciekli z pola walki. Czterystu sześćdziesięciu przeszło na stronę Rosjan. W odwecie za ten blamaż Dirlewanger osobiście zgładził szesnastu podoficerów. Od tej pory brygada znajdowała się w permanentnym odwrocie. 18 marca 1945 roku została przeformowana na 36. Waffen Grenadier Division der SS. Dywizja istniała w zasadzie już tylko na papierze. Jej koniec nastąpił 29 kwietnia 1945 roku, kiedy to została całkowicie rozbita.
Oskar Dirlewanger w przebraniu przedostał się do Francji. Najprawdopodobniej został zastrzelony w jednym z tamtejszych aresztów.
Azjatycka horda
Oprócz rdzennie germańskich jednostek w walkach na ulicach Warszawy wzięło udział wiele cudzoziemskich jednostek, złożonych zazwyczaj z mieszkańców ZSRR.
Jedną z nich była Brygada RONA dowodzona przez byłego radzieckiego oficera, a przy tym wyjątkowego łotra Mieczysława Kamińskiego.
Pododdziały RONA w początkowej fazie powstania stacjonowały na Ochocie, gdzie wsławiły się gwałtami, mordami i rabunkiem. Później żołdacy Kamińskiego palili i plądrowali między innymi w okolicach szpitala Dzieciątka Jezus przy ul. Nowogrodzkiej i Wojskowego Instytutu Geograficznego. W walkach na Ochocie RONA straciła przeszło 30 procent swojego stanu.
Kamiński nie doczekał końca wojny. Niemcy rozstrzelali go za niesubordynację.
Niemieckie siły w Warszawie były swoistym tyglem narodowościowym, zbiorowiskiem wyrzutków z Azji i Europy Wschodniej. Walczyli tam Azerowie, Gruzini, Białorusini, Ukraińcy, Rosjanie itd. Naprzeciwko nich stali nastolatkowie, często uzbrojeni jedynie w butelki z benzyną. Te niemalże jeszcze dzieci, stawiły zaciekły opór i zadały ciężki straty armii zawodowych morderców; morderców, których ogromu zbrodni Warszawa nie zapomni nigdy.
Jakby nie nazwać Powstania zmiotło z powierzchni świata miasto i jego mieszkańców. I to zmiotło w sposób wyjątkowo brutalny, żeby nie powiedzieć ohydny (dla przykladu podwładni Dirlewangera, o których pisał DrF).
Przyczyny, dla których wybuchło, decyzje o jego podjęciu - dyskusyjne z perspektywy lat coraz bardziej. Można tematu bronić opowieściami o potrzebie walki, rozpaczliwej wręcz potrzebie odzyskania niepodległości. Można usprawiedliwiać wiarą w pomoc sojuszników czy Armii Czerwonej stojącej po drugiej stronie rzeki.
Wiele można powiedzieć ... ale myśląc sobie o tych, którzy tam walczyli i ginęli, mieszkali i ginęli nie użyłabym słowa "najgłupsze" - ktoś powie że to semantyka. Dla mnie to jednak coś więcej.
powstanie mialo trwać 2,3 dni...trwalo o wiele dluzej i za dlugo.wiadomo jakie byly rozgrywki tam na gorze i o co tak wlasciwie chodzilo powstancom.lud warszawy przez cala okupacje byl "zgrany" pomimo wielkiej tragedii.patrzac na historie Polski i wiele narodowych zrywów....najwodoczniej taki bitny naród mamy...walczacy po prostu o wolność...i czemu sie tu dziwić jesli takich mielismy wladców ktorzy nie potrafili zadbac o interes państwa przez co naród sam musiał walczyć o swoje...po Powstaniu Warszawskim był czerwiec 1956 czerwiec 1976 sierpień 1980
Dołączył: 20 Mar 2006 Posty: 10273 Skąd: Piękny kraj!
Wysłany: Śro 20 Sie, 2008 00:32
Krawiec napisał/a:
wiadomo jakie byly rozgrywki tam na gorze i o co tak wlasciwie chodzilo powstancom.
Hmm... jakie one były? I o co chodziło?
Krawiec napisał/a:
najwodoczniej taki bitny naród mamy...walczacy po prostu o wolność...
W 99% miękki i podatny na wszelkie manipulacje... hipokrytyczny i szowinistyczny... Określeń bez pozytywów jest zdecydowanie więcej w moim odczuciu.
Krawiec napisał/a:
mielismy wladców ktorzy nie potrafili zadbac o interes państwa przez co naród sam musiał walczyć o swoje...po Powstaniu Warszawskim był czerwiec 1956 czerwiec 1976 sierpień 1980
Walczył o swoje? Tzn kto? Kowalska zdecydowała, że ruszy do boju? Czy Kowalską ktoś pokierował, wmówił, że czas najwyższy zadziałać? A jeśli tak to kto nią kierował i w jakim interesie? W interesie Kowalskiej? Dla mnie była tylko narzędziem w rękach innych...
Polskie piekielko jak zwykle kipi. Nie chce tu wyrazac swojej opinii na temat Powstania Warszawskiego czy bylo sluszne czy nie. Tak sie zlozylo, ze moj dziadek byl powstancem, walczyl w Batalionie AK "Kilinski", byl kilkakrotnie ranny - wiec nie moge byc chyba nazbyt obiektywnym. Mysle jednak, ze trzeba duzej odwagi aby nazwac to powstanie "najglupszym" a ciekawosc mnie zzera jakie mozna nazwac w takim razie "najmadrzejszym". Mysle tez, ze teraz latwiej o jakiekolwiek sady, paru historykow napisalo cos madrego lub nie na ten temat. I wydaje sie to takie latwe powiedziec, ze cos jest super albo do dupy. Jedno wiem na pewno, zal mi tych wszystkich ktorzy w imie czystej idei poniesli najwyzsza ofiare...
wiem do czego "biegniesz" a jesli faktycznie nie wiesz to najwodoczniej kiepskiego historyka w szkole miales.jest tez wyszukiwarka google.
w jakiej Polsce bysmy żyli gdyby nie wszelakie zrywy patriotyczne ?
odrywaja sie od tematu Powstania Warszawskiego...czu zauwazyliscie ze bardzo wiele sie mówi o Listopasdowym,Styczniowym....a o wiele mniej o Wielkopolskim jako jedynym udanym powstaniu.moze faktycznie tutaj za malo krwi poleciało ?
ana nie zadna postawa obywatelska ale to ze nie lubie jak mi ktos na karku siedzi i mowi co mam robic i w jaki sposob myslec
Dołączył: 20 Mar 2006 Posty: 10273 Skąd: Piękny kraj!
Wysłany: Śro 20 Sie, 2008 14:55
Krawiec napisał/a:
wiem do czego "biegniesz" a jesli faktycznie nie wiesz to najwodoczniej kiepskiego historyka w szkole miales.jest tez wyszukiwarka google.
Jednym słowem nie odpowiedziałeś mi na pytanie... Nie zadałem wyżej postawionego pytania wyszukiwarce tylko Tobie
Krawiec napisał/a:
w jakiej Polsce bysmy żyli gdyby nie wszelakie zrywy patriotyczne ?
A w jakiej żyjemy wg Ciebie? W mojej ocenie: zależnej (politycznie i gospodarczo...), śmiesznej i pajacowatej (to w odniesieniu do polityki i jej kreatorów, którzy "reprezentują" naród...), sprzedanej (bez wojny...), pozbawionej wartości (społecznościowo ujmując), aspołecznej (postawa państwa względem społeczeństwa) itp...
Krawiec napisał/a:
ana nie zadna postawa obywatelska ale to ze nie lubie jak mi ktos na karku siedzi i mowi co mam robic i w jaki sposob myslec
Pozornie nikt Tobie nie mówi... ale to tylko pozory... Nie ma życia niezależnego... Wybory dokonywane są pozornie niezależne, gdyż wybierasz to co ktoś Ci podyktował, zaoferował...
dla mnie jest to tyko wynoszenie zolnierzy AK na piedestal ale zapomina sie w tym kraju co wladze AK nakazywaly robic z partyzantami w Lubelskim mysleli ze sami te wojne wygraja lecz chwala tym co polegli po stronie AK, BCH,AL i innych formacji.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach