FORUM OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA Strona Główna FORUM OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA
ROK ZAŁ. 2006

www.stowarzyszeniebastion.com

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum

Odpowiedz do tematu
Poprzedni temat :: Następny temat

Tagi tematu: niemcy, polacy, straznikami, wiezniami

Polacy - strażnikami, Niemcy - więĽniami
Autor Wiadomo¶ć
Luter 
komendant drużyny



Doł±czył: 05 PaĽ 2007
Posty: 535
Wysłany: Sob 21 Cze, 2008 11:15   Polacy - strażnikami, Niemcy - więĽniami

Młyn do mielenia ludzi



W 1966 roku pojechałem do Polski na wycieczkę. Podjeżdżam do wsi, a tam druty. To jeszcze Niemców trzymaj±? Dostałem paniki.



To był mały obóz koncentracyjny, ale cierpienia wielkie.



Katowanie na ¶śmierć, głód. Przymusowe k±piele w przeręblu. Strażnicy kazali więĽniom gwałcić kobiety, lizać zwłoki, nosić na głowie czapki wypełnione własnym kałem. Był jeden, który zabijał ciosem młotka w głowę. Potrafił tak uderzyć w potylicę, że wypadało oko.



Krótko mówi±c: obozowa norma.



Tylko że tutaj strażnikami byli Polacy, a więĽniami - Niemcy.



W każdym razie milicjanci i ubecy uważali ich za Niemców. Bo oni siebie nazywali różnie.Większo¶ść mówiła o sobie: tutejsi. Z Ciechocinka, Nieszawy, Aleksandrowa Kujawskiego i Wiktoryna - to był ich Heimat.



My żadne rasa pany



200-300 lat wcze¶śniej ich pradziadowie przybyli z Prus, Pomorza, Szwabii. Osiedlili się między Płockiem a Toruniem. Budowali młyny i olejarnie. Między sob± rozmawiali po niemiecku. Polacy nazywali ich olędrami. Większych konfliktów historia nie odnotowała. Kiedy we wrze¶śniu 1939 roku wszedł tu Wehrmacht, prawie wszyscy olędrzy podpisali volkslisty. Starsi synowie poszli walczyć. Zostali rodzice i małe dzieci.



Ojca Gustawa Bekkera mianowano w Wiktorynie sołtysem. Dostał karabin, ale syn twierdzi, że go nie używał.



- Tato pracował na co dzień jako szewc, więc na matkę we Wiktorynie mówili pani majstrowa - wspomina siwowłosy Bekker. - Dom nasz stał przy drodze, za domem 10 hektarów piachu. Matka sadziła kartofel, ojciec robił but, a po robocie grywał z Polakami w karty.



- Polakom nie przeszkadzało, że volksdeutsch?



- We Wiktorynie Niemców było trzy czwarte wioski i wszyscy mieli volkslistę. Nie było się o co różnić.



- Różnica polegała na tym, że wy byli¶ście ras± panów, a Polacy - podludĽmi.



- Ooo, nicht wahr! Ojciec tak nie my¶ślał ani mama. My byli¶śmy biedni, nie żadne rasa pany - 72-letni Bekker pokazuje nam swoje zdjęcie jako sze¶ściolatka. Wszystkie dzieci w klasie maj± buty. Tylko mały Gucio, syn szewca, jest bosy. - Mama była czwarta żona ojca, trzy żona umarły podczas rodzenia i nas było razem siedem dzieci w chałupa, to i pieni±dze mało.



- Ale polsk± służbę w czasie wojny mieli¶ście?



- No, jaa... Marysia Pruszkiewicz u nas była gosposia - Polka z tej samej wioski. Starsz± siostr± dla nas była. Potem, jak już przyszli Russen, to my¶śmy się u niej w domu nawet chowali.



Wojna jest przegrana, ale będzie jak dawniej



Rozmawiamy w Elsterwerdzie, małym miasteczku koło Drezna. Domy jak w Tczewie czy Inowrocławiu - tylko absolutna czysto¶ść przypomina, że jeste¶śmy za Odr±.



Gustaw Bekker jest tu szanowanym obywatelem - emerytowanym lekarzem.



- Jak bardzo bali¶ście się Ruskich? - pytamy.



- W szkole uczyli: die Tiere. Ja miałem w czterdziestym czwartym osiem lat i brałem to dokładnie. My¶ślałem, że Rus ma uszy włochate, zęby wilka i tak dalej. Potem - zim± czterdziestego pi±tego, kiedy już uciekali¶śmy przed frontem - zobaczyli¶śmy i tanki, i Rusków. Wygl±dali jak ludzie, tylko bardzo brudne.



Uciekaj±cy Wiktoryn wygl±dał żało¶śnie. Żandarmi, administracja i bogaci Niemcy, którzy przyjechali tu z Reichu, wyjechali już wcze¶śniej. Młodzi mężczyĽni byli jeszcze na froncie. Starych - w tym szewca Bekkera - powołano do Volkssturmu. Więc teraz zasypan± ¶śniegiem drog± na zachód wlokły się kobiety, kaleki i dzieci taszcz±ce paczki, ci±gn±ce wózki i sanki wyładowane dobytkiem. Nieliczne konie zabrali mijaj±cy uchodĽców czerwonoarmi¶ści.



- Jak Russen dalej polecieli, to zaczęły się dyskusje. I¶ść nadal w stronę Reichu czy wracać. Mama mówi: tu groby rodziców, tu rodzina bliższa, dalsza, ludzie znajome. Nic Polakom przecież złego nie zrobili¶śmy, wracamy. I wrócili¶śmy. A z nami trochę tych, co się równo Polakami czuli jak Niemcami albo co z Polakami dobrze żyli. Czy już nie mieli sił i¶ść dalej. W domu mamusia w piecu napaliła, siedzimy, czekamy.



Po dwóch dniach wrócił ojciec.



- Wojna jest przegrana - powiedział. - Będziemy znowu w Polsce mieszkali. Żeby nas tylko Ruscy na Sybir nie wzięli, to z Polakami się ułożymy jak dawniej.



Ruscy przyszli w towarzystwie polskich milicjantów. Ci ostatni mieli niemieckie mundury i biało-czerwone opaski.



- Zabrali ojca, a nam kazali za dwa dni czekać na krzyżówce z walizkami. Dok±d potem zapędz± - nie chcieli powiedzieć.



Daj uwagę, bo może być wszystko



Stara krzyżówka w Wiktorynie już nie istnieje, ale krzyż stoi tu dalej. 50 metrów st±d szumi droga krajowa A1. W miejscu, gdzie stał dom Bekkerów, ro¶śnie żyto. Wtedy leżał ¶śnieg.



- Stanęli¶śmy z mamusi±, czekamy i marzniemy - doktor częstuje nas herbat± i kanapkami. Na ¶ścianach w jego gabinecie ksi±żki i portrety: Nietzsche, Goethe, Kopernik i królowa Jadwiga. - Zebrało się na krzyżówce ludzi dużo, przyjechali końmi polscy milicjanci, zaczęło się popychanie, bicie kolbami, wyzwisko grube. Popędzili nas na wschód - na wie¶ś Niszczewy, pięć kilometrów przez zasypane pola. Oni na koniach, my biegiem. Miałem worek na plecach - musiałem rzucić. Jak dotarli¶śmy, kazali się położyć na podłodze w nieczynnej szkole, i tam ostatni raz tatę zobaczyłem.



Wcze¶śniej zatrzymanych mężczyzn milicjanci trzymali na stoj±co w szopie węglowej. Ś¦cisnęli tam kilkudziesięciu foksów (volksdeutschów) i Polaków z nimi spokrewnionych.



- Ojciec się tylko raz z tego szauerka wychylił i powiedział do mamy po polsku: "Daj uwagę na dzieci, bo może być wszystko". Potem zaraz go zabrali na Aleksandrów, do młyna parowego. A my¶śmy z mam± w tych Niszczewach zostali leżeć.



Gustaw Bekker - pierwszy i ostatni raz w czasie naszej rozmowy - ma łzy w oczach.



Młyńskie koła



Przed wojn± młyn parowy w Aleksandrowie Kujawskim był własno¶ści± Żyda Atlasa. Ceglany budynek nawi±zuj±cy stylem do fabryk łódzkich stał w¶śród pól i hałasował. Napędzana węglem maszyna poruszała wielgachne wały, te z kolei obracały kamieniami młyńskimi ułożonymi w kilku parach. Młynarz sypał między nie ziarna, by zaczynały się ¶ścierać. Najpierw leciały z tego otręby, potem już m±ka.



Gdy żandarmi zabrali Atlasa do getta we Włocławku, młyn stan±ł. Przez trzy lata kobiety szyły w budynku ciepłe kurtki podbite króliczym futrem - dla Wehrmachtu.



20 stycznia 1945 roku do młyna trafili kujawscy Niemcy i zniemczeni Polacy. Zginęło ich tutaj - wedle różnych Ľródeł - od 30 do 130.



- Tylko pamiętajcie, proszę, podaj±c liczby, żeby nie zgubić kontekstu - mówi prof. Witold Stankowski, autor ksi±żki "Obozy i inne miejsca odosobnienia dla niemieckiej ludno¶ści cywilnej w Polsce 1945-1950". - Hitlerowcy założyli na ziemiach polskich 5800 obozów i gett, w których straciły życie miliony ludzi. Polacy założyli - według moich obliczeń - 1035 obozów, w których zginęły tysi±ce.



RZECI POMNIK. NIEWINNYM OFIAROM NIEMIECKIM



Posiadam broń krutkom



Między 18 a 20 stycznia w Aleksandrowie pojawili się wysłannicy rz±du lubelskiego z Nachumem "Antkiem" Alsterem na czele - żydowskim komunist± z Rzeszowa, póĽniejszym wiceministrem spraw wewnętrznych i posłem. Zorganizowanie władzy ludowej zajęło mu kilka godzin. Przedwojenny burmistrz, który zgłosił się do pracy, został pogoniony. Jego następc± "Antek" mianował niepi¶śmiennego Franciszka Pawlaka - przed wojn± robotnika sezonowego, złodzieja i gwałciciela, skazanego na osiem lat więzienia za napad.



Funkcję komendanta posterunku MO obj±ł inny złodziej - Mateusz Pawlak, brat nowego burmistrza, znany w¶śród lokalnej bandyterki jako "Matusz" lub "Kulos". Sam wypisał sobie legitymację, na dole dopisuj±c: "posiada broń krutkom".



- Jak widać, umiał pisać, znał też parę słów po niemiecku - dr Tomasz Krzemiński, historyk PAN, opowiadaj±c, nie przestaje chodzić po niewielkim gabinecie . - Przed wojn± "Matusz" pił, kradł i kręcił się w¶śród komunizuj±cego lumpenproletariatu Aleksandrowa i Włocławka. Prawdopodobnie donosił na kompanów policji politycznej. W czasie wojny z pewno¶ści± współpracował z gestapo. Może dlatego w 1945 okazał się taki okrutny wobec Niemców? Chciał zlikwidować wszystkich potencjalnych ¶świadków. A może tylko udowodnić swoj± przydatno¶ść kolejnym panom. W każdym razie, gdy Alster pojechał dalej, Pawlakowie zostali w Aleksandrowie jedyn± realn± władz±.



Szybko skrzyknęli podobnych sobie bandytów i alkoholików. Zorganizowali własny obóz koncentracyjny.



Nazwiska morderców



Wszędzie, gdzie Sowieci instalowali now± władzę - od Estonii po Bułgarię - polityka kadrowa wygl±dała podobnie. Oborowi zostawali dyrektorami szkół, dorożkarze - burmistrzami. Ale nawet na tym tle Aleksandrów - gdzie powiatow± milicję stworzyli chuligani i złodzieje - był przykładem wyj±tkowym i dostrzeganym nawet z wojewódzkiej Bydgoszczy.



Sprawozdanie sytuacyjne wojewody za lipiec 1945 roku: "W łonie MO znajduje się wci±ż duża ilo¶ść elementów nieodpowiednich, zachowuj±cych się niewła¶ściwie wobec społeczeństwa (...) większo¶ść milicjantów się nie nadaje z powodu braku kwalifikacji umysłowych i moralnych (...) zastraszaj±cy jest poziom nadużywania używki".



Ocena komendanta MO Pawlaka z tego czasu: "Stosunek do nowej władzy - oddany. Moralne zachowanie się - słaby. Zachowanie pod wzgl. etycznym - sprzedajny. Stosunek do przełożonych - lekceważ±cy. Nałogi - awanturnik".



PóĽniejsza o dwa lata charakterystyka "Matusza"-"Kulosa" sporz±dzona przez powiatowego politruka: "Poczucia odpowiedzialno¶ści nie posiada. Lubi wódkę. Posiada niskie poczucie honoru". W IPN-owskich archiwach zachowało się kilka podobnych opinii i powojenne wyroki za drobne kradzieże, których "Matusz" dopuszczał się, nawet będ±c komendantem. ZnaleĽli¶śmy także nazwiska jego ówczesnych podwładnych z MO: Cygański, Chełminiak, Urbański, Filuch (lub Filuchowski).



- Nazwiska s± znane, a jednak IPN umorzył ¶śledztwo - mówi dr Krzemiński i drukuje nam uzasadnienie umorzenia.



Instytut prowadził na Kujawach trzy dochodzenia w sprawie zbrodni, których ofiar± padli w 1945 roku miejscowi Niemcy. Dotyczyły Aleksandrowa, pobliskiej Nieszawy i Kruszwicy. Wszystkie postępowania s± już umorzone z powodu ¶śmierci domniemanych sprawców.



- Ile osób mogło zgin±ć w młynie? - pytamy prof. Witolda Stankowskiego (tego od ksi±żki o obozach dla Niemców). - Raczej 30 czy 130?



Profesor namy¶śla się chwilę, popijaj±c herbatę.



- Niemieckie Ľródła podaj± liczbę: 700 osadzonych i około 100 zabitych plus zmarłych. Moim zdaniem to realne, choć wszystkie szacunki opieraj± się na relacjach. Dokumentów nie ma. Zostały zniszczone w czasach PRL, żeby zatrzeć ¶ślady.



WięĽniowie pisz± do Bekkera



Zdaniem emerytowanego doktora ofiar było więcej.



- Mam tu całe archiwum - Niemiec wyjmuje spomiędzy stoj±cych na regale albumów opasł±, szar± teczkę pełn± listów. - Większo¶ść tych ludzi, które tam trafili, to zostali zabici. Były noce, że zastrzeliwali dziesięciu naraz. A trwało to rok! Wchodził milicjant na salę, gdzie oni spali na sianie, prosto na podłoga, czytał nazwiska i mówi: "do szpitalu!". A potem więĽnie słyszeli strzały niedaleko i rano im kazali zwłoki wywozić. Całe wozy ciał zakopywali wokoło młyna. Bardzo niewiele osób przeżyło ten młyn. Ale trochę przeżyli i mam tu relacje pozbierane przez ostatnie lata.



Pochylamy się nad listami.



Eugenia MĂĽller pisze, że była gwałcona w młynie. Kiedy się broniła, Polacy j± bili. Dawali tyle batów, ile jej rodzina miała hektarów. Po zgwałceniu kazali zwykle jeszcze "podziękować panom".



- Ale ona tu pisze, że nie ma nic przeciwko Polakom - doktor Bekker stuka palcem w akapit na końcu listu. - I tu jeszcze patrzcie - wyci±ga z kolejnej koperty gęsto zapisane odręcznym gotykiem płachty papieru kancelaryjnego. - To pan Egon Klemp mi przysłał relację ciotki swojej, oryginalnie przez ni± zrobion±: "Polacy trzymali osobno mężczyzn, osobno kobiety. Nie wolno było się odezwać po niemiecku. Kazali uwięzionym gwałcić więĽniarki. Jeden z milicjantów bił, nawet dzieci, metalowym prętem. Za drobne sumy strażnicy wynajmowali osadzonych, jako niewolników, gospodarzom z okolicy".



- Tutaj mam jeszcze inn± relację. Frau Rosanke pisze, jak Polacy bili we młyn jednego więĽnia, a żonie jego kazali polewać mu rany słon± wod±, żeby bolało - Bekker pokazuje nam kolejny papier. - A tu inna pani opisała strażnik, co bił młotkiem w głowę. Jak człowiek dostał, to oko zaraz wypłynęło i na miejscu trup.



- Co pan zrobił, że panu te relacje przysłali?



- Dałem ogłoszenie do "Weichsel-Warthe", to gazeta wypędzonych. Napisałem, że mój ojciec zgin±ł w parowy młyn, a ja szukam innych więĽniów obozu.



W 2004 roku do doktora zadzwoniła starsza kobieta, przedstawiła się: Ferschau.



- Gustaw Bekker z Wiktoryna?



- Ja...



- Wiem, jak pana ojciec zgin±ł w Polsce. Mój Vater też był we młynie, obaj pracowali w kotłowni i obu ich wybrali do likwidacji 14 lutego 1945.



Ojciec pani Ferschau w ostatniej chwili został sprzedany polskiemu gospodarzowi jako parobek.



Szewc Bekker poszedł "do szpitala".



Niemiec też człowiek



Andrzej Cie¶śla, obecny burmistrz Aleksandrowa, z zawodu historyk, przyjmuje nas w zalanym słońcem gabinecie.



- Byli¶ście już w młynie? - pyta.



- Byli¶śmy. Rozebrany, trochę gruzu i suchego błota zostało.



- A obok się rozgl±dali¶ście?



- Domy, stacja paliwowa. Czemu pan pyta?



- Tam ci Niemcy w większo¶ści leż±. Płytko pod ziemi±. A ja znam jeszcze jedno miejsce pochówku. Według relacji wozy z ciałami jechały o, tutaj - burmistrz podchodzi do wisz±cego na ¶ścianie planu miasteczka. - Tam były rowy, wydobywano długo żwir.



- Da się dojechać autem?



- Oczywi¶ście.



Jedziemy. Wskazane przez burmistrza miejsce porastaj± gęste krzaki przechodz±ce miejscami w drzewa. Z jednej strony zaplecze fabryki, z drugiej - nieruchoma maszyna do wydobycia kruszywa. Miejsce równie zapuszczone jak ogl±dane przed godzin± ruiny młyna. I także żadnego ¶śladu, że to cmentarz.



Za trzy miesi±ce sytuacja się zmieni: Bekker i burmistrz Cie¶śla maj± wspólnie odsłonić w Aleksandrowie tablicę upamiętniaj±c± zabitych. Małgorzata Cilke, aleksandrowianka, której ojciec był Polakiem, a te¶ść Niemcem, zgodziła się oddać pod pomnik cz궜ć ogrodu.



- Wiem, że mi to sympatii nie przysporzy - mówi. - Ale mój tato, chociaż sam przeszedł Dachau, zawsze powtarzał, że Niemiec też człowiek.



Pozostaje jeszcze drażliwa kwestia napisu. Wymiana listów między Aleksandrowem a Elsterwerd± trwała kilka miesięcy. Bekker chciał uczczenia "zamordowanych ofiar niemieckich", Burmistrz Cie¶śla nie godził się na "zamordowanych", ale pozwolił dodać "niewinnych".



Stanęło na "Niewinnych ofiarach niemieckich zmarłych na terenie Aleksandrowa Kujawskiego i okolic w 1945 roku".



Kamień na pomnik już się wykuwa. To będzie trzeci monument, który odsłoni doktor Bekker - pierwszy stan±ł dziesięć lat temu w Potulicach, drugi - cztery lata temu w Nieszawie.



DRUGI POMNIK. NIEWINNYM OFIAROM PRZEMOCY



Ostatnia sobota karnawału



- O zbrodni nieszawskiej pierwszy raz usłyszałem, jak nas z mam± z tych Niszczewów milicjanci do domu pu¶ścili - opowiada Bekker. - Ci±gle jeszcze było mroĽno bardzo, a do ciotki w Nieszawie stamt±d bliżej niż do Wiktoryna. I ciocia opowiedziała, co tu się stało, a mama na to: "Niemożliwe! Polacy tego zrobić by nie mogli, bo oni się Matki Boskiej boj±".



- A jednak zrobili.



- 50 lat póĽniej przyjechałem do Nieszawy, stoję nad Wisł±, podszedł siwy mężczyzna, patrzy: niemieckie rejestracje przy auto, i pyta: "Pan tu przyjechał powspominać, jak wasze tonęły?". Ja mu na to, że ot, tak sobie stoję, a o topieniu to kiedy¶ś ciotka mówiła, ale my jej nie wierzyli. On wtedy zacz±ł mnie opowiadać.



To się zdarzyło z 7 na 8 kwietnia. W ostatni± sobotę karnawału. Pawlak i milicjanci z Aleksandrowa pili w nieszawskiej remizie. Przed północ± skończyła się miód. Kto¶ś rzucił, żeby i¶ść do niemieckich domów poszukać bimbru. Wyci±gali ludzi z łóżek, także Polaków - starczyło niemiecko brzmi±ce nazwisko. Bili kolbami, zgwałcili młod± Niemkę. Zapędzili na wysoki brzeg około 20 osób. Kazali wchodzić na zamarznięt± rzekę i uciekać "do Niemiec". Ciemne postacie na białej tafli - łatwo się trafiało z pistoletów i karabinów. Niektóre trupy poszły pod wodę. Rano robotnikowi obsługuj±cemu prom milicja kazała posprz±tać. Chłop wyci±gn±ł spod leż±cej na lodzie martwej matki żyw± dziewczynkę - dwulatkę. Nazywała się Krystyna Weindok. Przygarnęła j± polska rodzina Nowackich, dali swoje nazwisko, wychowali. Odt±d nazywała się Marysia. Została nauczycielk± polskiego. Już nie żyje.



- Zapytałem ten człowiek, jak oni tu mog± z tak± zbrodni± na sumieniu żyć spokojnie - wspomina Bekker.



- I co odpowiedział?



- Nic. A ja wtedy pomy¶ślałem, że tu też trzeba zrobić pojednanie i pomnik.



Poszli na gor±c± robotę



Nieszawski bulwar - długi na prawie pół kilometra i wysoki na osiem metrów - to piękne miejsce na spacer. Stare drzewa i wille z widokiem na Wisłę. Pojednanie - jeszcze przed Bekkerem - zacz±ł tu robić proboszcz - nieżyj±cy już ksi±dz Wojciech Sowa. Rozpocz±ł delikatnie: nabożeństwem pokutnym w 2000 roku. Słowa "Niemcy", "mordercy z milicji" nie padły. Potem biskup włocławski Bronisław Dembowski zgodził się na nabożeństwo ekumeniczne w dniu ¶św. Jadwigi, patronki dialogu polsko-niemieckiego.



"Kto uczestniczył w uroczysto¶ści, nigdy jej nie zapomni - napisał ks. Sowa. - To było misterium poł±czone ze ¶świadectwem osób, które mówiły nie o zbrodni, ale o zabitych ludziach".



Ś¦wiadectwo pierwsze - mężczyzna, były milicjant: "W mordzie udziału nie brałem, na zabawie nie byłem. Bal zorganizowali w Domu Strażaka, tam, gdzie dzisiaj jest biblioteka. Pili, a po zabawie poszli czynić rzeĽ. Na gor±c± robotę. Tamci błagali, buty całowali, nie pomogło. Pani Szulcowa - ta od browaru, zacna, neutralna kobieta - wpław udała się przez Wisłę, na ¶środku rzeki j± trafili. Ja nic nie widziałem, tak tylko opowiadali znajomi".



Ś¦wiadectwo drugie - inny nieszawianin: „Staję koło klasztoru, słyszę: - Panie, niech mnie pan nie zabija! Co się tam, kurczak, dzieje? - my¶ślę. Patrzę przez płot, a Niemcy stoj± w bulwarach nad Wisł±, obok nich Polacy. - Skakać do Wisły! Jak nie - to trrach! Poszedł do rzeki. Skakać - następny. Był tam taki jeden, »Lalu¶ś « wołali¶śmy na niego. Nie chciał, żeby go zabili, sam skoczył z bulwaru do wody, a jak tylko łeb wynurzył - na spust. Pierdolony poszedł w dół”.



Ś¦wiadectwo trzecie - Tadeusz GruĽlewski: "Poszedłem nad rzekę, na bulwar, tam, gdzie wcze¶śniej nie puszczali. Zobaczyłem tylko czarne zacieki. PóĽniej zatrzymało się co¶ś na wodzie, zahaczyłem kaczorkiem, patrzę - a to Niemiec, znałem go".



Niech maj± pretensje do Adolfa



W 2002 roku, po kolejnej ekumenicznej mszy w nieszawskim ko¶ściele, wierni wyszli na bulwar, by po raz pierwszy oficjalnie oddać hołd pomordowanym. Można więc powiedzieć, że gdy dwa lata póĽniej doktor Bekker zaparkował tu swój samochód, grunt pod pojednanie był przygotowany i dlatego pomnik mógł stan±ć. Toruński rzeĽbiarz wykuł w kamieniu rozerwan± kartę papieru ze słowami biskupów (w obu językach) "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie". Poniżej inskrypcja: "Polakom i Niemcom, niewinnym ofiarom wojny i przemocy w latach 1939-1945". Ksi±dz kamień po¶święcił, Polacy i go¶ście z Niemiec pu¶ścili z nurtem rzeki krzyż. Potem wpisywali się do księgi pami±tkowej i w internecie.



W księdze: "Niech ten przykład pojednania nie będzie ograniczony do Nieszawy, lecz niech będzie przykładem dla innych miejscowo¶ści i krajów. Elżbieta i Józef Tscherner z Berlina".



W internecie: "W obecnej sytuacji, gdy propaganda niemiecka ciężko pracuje nad zamydlaniem swojej przeszło¶ści (u nich historia zaczyna się po 1945 roku), budowa pomnika staje się jawnym aktem politycznym wymierzonym przeciw Państwu Polskiemu. Rien".



"Oberwali, ale niech pretensje maj± do Adolfa, którego popierali. Kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Robert".



"A gdzie pomnik pomordowanych Polaków w Berlinie? Józek".



Co wy mi tu komunistę prze¶śladujecie?



Doktora Krzemińskiego wpisy w sieci nie dziwi±. - Niemcy, domagaj±c się upamiętnienia własnych krzywd, zapominaj±, albo nie wiedz±, czego ich ojcowie się dopu¶ścili. A to razi Polaków. Ale trzeba powiedzieć, że lokalna społeczno¶ść nie stanęła po wojnie na wysoko¶ści zadania. Nie ma wzmianek o tym, by kto¶ś się za mordowanymi Niemcami wstawiał.



- Nie ma też wzmianek, by w ich obronie stawał Ko¶ściół - dodaje prof. Stankowski.



- Może Polacy uważali, że to sprawiedliwa zemsta za wojnę i okupację? - pytamy obu naukowców.



Stankowski: - Oczywi¶ście. Je¶śli chodzi o volksdeutschów czy, szerzej, ludzi zniemczonych, to pogl±dy władzy ludowej i społeczeństwa były wyj±tkowo zbieżne.



Krzemiński: - Tak zwani Niemcy, którzy dobrowolnie zostali na Kujawach, nie byli winni hitleryzmu i ich s±siedzi o tym wiedzieli. Wspominaj± ich jako "porz±dnych ludzi", "neutralnych", "swoich". Gestapowcy, żandarmi i ich rodziny - już uciekli. Zostali głównie ci, co mieszkali w Polsce przed wojn± i przez cał± okupację żadnej krzywdy Polakowi nie zrobili.



- Więc dlaczego nikt im nie pomógł?



- Ludzie byli zastraszeni - tłumaczy Krzemiński. - Milicyjne ekscesy były pokazem siły. Nowa władza może zabić człowieka na ulicy i nic! O to komunistom chodziło. Dlatego winni nigdy, także po 1956 roku, nie ponie¶śli kary. Obu Pawlaków, s± na to dowody, krył i popierał do końca Nachum Alster, który był już wtedy w ministerstwie, w Warszawie.



- A kto¶ś usiłował w ogóle Pawlaków ¶ścigać?



- Tak. Helena, wdowa po zabitym przez "Matusza" Edmundzie Weberze, odważyła się złożyć doniesienie. Weber był aleksandrowskim Polakiem z niemieckimi korzeniami, w czasie okupacji volkslisty nie podpisał. Mimo to w 1945 milicjanci napadli go w domu i zabili we własnym łóżku. J± sam±, stuprocentow± Polkę, zaci±gnęli do celi, gdzie była ¶świadkiem gwałcenia niemieckiej dziewczynki. Opisała to wszystko w 1956 roku, wskazała "Matusza". Został nawet zatrzymany, ale wtedy Alster sam zadzwonił do prokuratury. "Co wy tu, wicie-rozumicie, dobrego, starego komunistę prze¶śladujecie?". I wypu¶ścili.



Niepotrzebny ten pomnik nikomu



Alster wstawił się, bo córka "Matusza" pojechała interweniować u samego Gomułki. Irena - z męża Cerak - mieszka do dzi¶ś w Aleksandrowie. Przyjmuje nas w malutkim, idealnie wysprz±tanym saloniku zastawionym gumowymi kwiatami i dewocjonaliami.



- Widzimy, że jest pani osob± wierz±c±.



- Oczywi¶ście! - pani Irena jak na swoje 60 lat trzyma się ¶świetnie.



- A tato jaki był?



- Twardy komunista! Nigdy progu ko¶ścioła nie chciał przest±pić.



- Co on w czasie wojny robił?



- Działał w podziemiu komunistycznym.



- S± i inne opinie.



- A to, co te Ipeeny wyprawiaj±, to bzdury jedne! - gospodyni sapie ciężko i łapie się za serce.



- Niech się pani nie denerwuje.



- Żeby¶ście tylko prawdę napisali. O, tu jest ojca zdjęcie: już w milicji.



- Czemu ma tak± nogawkę jedn± wydłużon±?



- Bo miał nogę sztuczn±. Jeszcze przed wojn± stracił. Nie mogę powiedzieć, chodzili na węgiel, na kradzieże. Sokista ojca wtenczas postrzelił. Potem tę nogę ucięli.



- A rękę ma w bandażu?



- Bo aresztował uzbrojonego bandytę niemieckiego i ten go strzelił w palec. Bandytów, reakcjonistów po wojnie mnóstwo było wkoło, niebezpiecznie było noc± chodzić.



- Szczególnie koło młyna.



- Ach, panie, czy to jest prawda, to ja nie wiem sama. Zreszt± to ubowców była robota, a ojciec był w policji.



- Wie pani, że poznali¶śmy Gustawa Bekkera, który siedział z matk± w młynie? - pytamy przed pożegnaniem.



- A, to ten, co w Nieszawie pomnik stawiał...



- ...i przyjedzie w sierpniu do Aleksandrowa odsłaniać kolejny.



- Niepotrzebne to nikomu.



- Pani by temu Bekkerowi dłoń podała?



Gospodyni wci±ga głęboko powietrze i znów kładzie rękę na sercu. Przez chwilę patrzy na nas.



- A czemu nie? Czy to jego wina, że się Niemcem urodził?



Mama płakała, a oni patrzyli na gans



"Matusz" Pawlak po odej¶ściu z MO "na własn± pro¶śbę" szefował lokalnej strukturze



ORMO, a potem imał się różnych zajęć. Pod koniec życia był nocnym stróżem. Ostatnim pilnowanym przez niego miejscem był - przerobiony na magazyn - młyn parowy. Obchodził go nocami z pistoletem, jak przed 40 laty.



- Podałby pan rękę córce Pawlaka? - pytamy doktora Bekkera przy pożegnalnej kolacji w Elsterwerdzie.



- Bez problemu - Niemiec unosi w górę szklankę z piwem i u¶śmiecha się szeroko. - No, napijmy się. Piwo pomaga zasn±ć.



- Ma pan problemy ze snem?



- Teraz już mniej, ale po wojnie długo było ciężko. Ś¦niły mi się różne rzeczy straszne. Na przykład, że muszę znowu nosić hakenkreuz.



- A musiał pan nosić?



- Polacy kazali.



- Kiedy?



- No, jak że¶śmy od ciotki z Nieszawy wrócili do chałupa, do Wiktoryna, to tam już mieszkał pan Mamrot z dwoma córki i dwa syny. Stary był i takie wielkie miał w±sy. "Teraz to wszystko moje" - mówił. Dostali¶śmy z mam± jeden pokój i mieli u Mamrota odt±d służyć.



- Tak jak Marysia Pruszkiewicz u was służyła w czasie wojny?



- Jooo. No i wtedy ten hakenkreuz trzeba było nam zakładać, przypinać do ubrania i z przodu, i z tyłu. W domu nie, ale na podwórze czy na ulicę się szło, to wtedy. Pamiętam, że Mamrota syn na co dzień mi mówił "Gucio", a jak zakładałem hakenkreuz, to wtedy: "Ty Hitlerze!". Ale to zabawy jeszcze były. GroĽne to się zrobiło, jak wpadli dwóch w opaskach biało-



-czerwonych szukać moich braci, co jeszcze nie wrócili z front. Mieli lista i krzycz± do mamy: - Stara kurwo! Gdzie s± Robert i Edward Bekker, te bandyci? A mama mówi, że na wojnie, bo wojna jeszcze trwała, jeszcze Berlin był wolny. Oni na to do Mamrota tak: albo tu za godzinę się Robert i Edward odnajd±, albo ta kurczak ma wisieć na belce w stodole. Za godzinę.



- I co się stało?



- Nie wrócili.



- A co robili¶ście przez tę godzinę?



- Mama płakała, a Mamrot się patrzył na gans.



- Na co?



- Na ptak, do jedzenia.



- G궜?



- Jooo! Ci milicjanci zapomnieli zabrać. A my wszyscy głodne, ale nie ruszył tego ani Mamrot, ani dzieci jego, ani my z mam±. I gans się zmarnowała. Zamówimy jeszcze piwo?



Skakać, hitlerowskie ¶świnie!



- My raczej po herbatce. Jak pan z Polski wyjechał, doktorze?



- W czterdziestym szóstym zabrali nas milicjanci do wagonów. Przybiegali Polacy pijane i sztachetami w wagony bili. Krzyczeli, że na Sybir pojedziemy. Bardzo się bali¶śmy. Kiedy poci±g ruszył i na stacji kto¶ś przez szpary zobaczył napis Nakel, Nakło, wszyscy się ucieszyli. Do Reich jedziemy! Wysiadamy prędko, a tu się okazuje, że nie ma przesiadka, tylko do las trzeba, a tam - druty, strażnicy, zaganiaj± nas między baraki. I od razu rozebrać do gołe, włosy razieren, każdy dostał glacę i do pryczy. To już był prawdziwy Konzentrationslager. Podwójne druty, wieżyczki, nieogrzewane baraki, pluskwy, strażnicy, co nas bili. Do każdego milicjanta trzeba było zdejmować czapkę i mówić na baczno¶ść: Herr Kommandant!



- Co wam kazano robić?



- Jedni dostawali Arbeit w gospodarstwach na wsi, ja robiłem przy ¶świń, to było dobre, bo można było mleko ukra¶ść, co ¶świnie piły. A taki, co nie pracował, stał za drutami cały dzień i to było gorzej niż ciężki nawet Arbeit. Bo przychodził Herr Kommandant, kopał taboret i krzyczał: - Co tak stoicie, hitlerowskie ¶świnie? Skakać! I trzeba było skakać jak żaba dookoła barak, na przykład po ¶śniegu bosemu albo w drewniakach. I ¶śpiewać po polsku piosenki.



- Pamięta pan jakie¶ś?



Bekker marszczy czoło, chwilę milczy.



- Jedn± pamiętam. Jako¶ś tak: "A na tej chor±gwi litery pisane, litery pisane, tu spoczywa żołnierz...". Nie pamiętam dalej. Chyba ten żołnierz potem za ojczyznę gin±ł.



PIERWSZY POMNIK. OD TYCH, KTÓRZY PRZEŻYLI



Polskie obozy koncentracyjne



Powojenne obozy dla Niemców, volksdeutschów i Polaków pos±dzanych o współpracę z okupantem dzieliły się na centralne, ¶średnie i małe. Centralne obozy pracy działały w Potulicach koło Nakła, w Jaworznie, w Warszawie i Krzesimowie (Lubelskie). Dużych łagrów było kilkadziesi±t, m.in. O¶święcim (ten sam), Kruszwica i Ś¦więtochłowice, gdzie mordował osławiony Salomon Morel.



Małych punktów odosobnienia - jak Aleksandrów - było mrowie. Gromadz±ce po kilkudziesięciu więĽniów, podlegały miejscowym burmistrzom albo posterunkom MO i UB. Pod koniec 1945 roku płk Dagobert Jerzy Łańcut, szef departamentu więziennictwa, wyznał szczerze na odprawie kierowników: "Jeżeli zrobić siatkę, okaże się, że Polska jest jednym wielkim więzieniem".



Za drutami siedziały wtedy 44 tysi±ce Niemców i volksdeutschów - trzy razy więcej niż ogół polskich kryminalistów i niepodległo¶ściowców. W kolejnych latach liczba niemieckich więĽniów wzrosła do ponad 100 tys.



Dla porównania: w tym samym czasie w Czechosłowacji więziono dwa razy więcej Niemców, z tego między 15 a 30 tys. ludzi nie przeżyło. W Jugosławii na 166 tys. niemieckich internowanych zginęło 50 tys., z tego przeszło 45 tys. z głodu. W tym tysi±ce dzieci. Witold Stankowski szacuje, że w Potulicach, do których trafił Gucio Bekker, ¶śmiertelno¶ść wahała się wokół 12 procent. Niemcy siedzieli w barakach, w których jeszcze niedawno SS trzymało Polaków.



Relacja żony kolejarza z Torunia: "Pracowałam w szwalni. Jako pensję otrzymywali¶śmy (...) kopniaki w podbrzusze. Troje moich dzieci zmarło z głodu, chorób i udręki".



Chłop ze wsi Gutsfeld (dzi¶ś powiat Ś¦wiebodzin): "Najbardziej obawiano się lekarza obozowego. Gnał nas wokół placu apelowego na kolanach, w koszuli i majtkach musieli¶śmy stać przy dużym zimnie, wówczas mówił do nas: i tak zdechniecie, nie będziemy musieli was tłuc na ¶śmierć".



- Lekarz nazywał się Cedrowski - opowiada profesor. - Pochodził z Ukrainy, był więĽniem O¶święcimia. M¶ścił się. Kazał zim± otwierać okna w nieogrzewanych barakach, by wyleczyć z duru brzusznego, robił wielogodzinne apele na stoj±co, maltretował.



- Po dwóch latach w obozie mama była już tak wykończona, że dalej by nie przeżyła, gdyby nie ja - mówi Bekker, gdy po kolacji odprowadzamy go do domu. Na ulicach Elsterwerdy pusto. Nasze kroki odbijaj± się echem od ¶ścian wychuchanych kamieniczek. - Polakom wtedy nie pasowało, że tam s± dzieci więzione, bo to Ľle wygl±dało w statystykach. Dlatego zaczęli odsyłać do Sowjetische Besatzungszone. Nas też odesłali. Do wioski Prosen. A tam gospodyni mówi na powitanie: dieses Polenpack komt nie in meinem Haus!



- Co to znaczy Polenpack?



- Nie wiem, jak to przetłumaczyć, ale bardzo niepiękne. Niemcy z Reich mieli nas za Pole i nie chcieli.



Najgorsza rana to smutek serca



- Pan w którym roku do Polski przyjechał?



Doktor Bekker zastanawia się chwilę.



- W 1966. Wartburgiem kolegi pojechali¶śmy na wycieczkę: Breslau, Krakau...



- I jak wrażenia?



- Z pocz±tku dobre, alles gute. Dopiero w Leslau...



- We Włocławku...



- ...takie było niepiękne zdarzenie, że jeden człowiek w Restaurant powiedział gło¶śno: "Albo Niemcy wyjd±, albo ja!". I rzucił złotówka kelnerom, i poszedł.



- Co robili¶ście we Włocławku?



- Jechali¶śmy do Wiktoryna dom zobaczyć. Nic nie zobaczyłem, bo dom już był spalony. Namówiłem jeszcze kolegę, żeby¶śmy pojechali do Potulic. Jak się zbliżamy, ja patrzę, a tam druty, strażnicy na wieżach stoj±. O mein Gott! To jeszcze Niemców trzymaj±? Dostałem paniki: zawracaj, zawracaj! Uciekli¶śmy stamt±d.



- Wie pan, to teraz więzienie kryminalne.



- NatĂĽrlich, teraz wiem! W dziewięćdziesi±ty siódmy rok pojechałem tam znowu, już z żon±. Zaprowadziłem, by jej pokazać miejsce, gdzie musiałem spędzać młode lata, i patrzę, a tam tablica napisana, że Polaków tu hitlerowcy więzili, i kwiaty tym Polakom leż±. Wtedy sobie pomy¶ślałem: a Niemcy? Czy nie można zrobić tablicy o Niemcach? Znalazłem pan Stanisław Gapiński, co jest lider polskich więĽniów, i się okazało, że on we wojnę leżał w tym samym baraku i ta sama prycza, co potem ja z mam±. Przez to rozmowa nasza była łatwiejsza, chociaż i tak trudna, sehr, sehr, ale się dogadali¶śmy i kamień stan±ł.



Na uroczysto¶ść odsłonięcia - 5 wrze¶śnia 1998 - przyjechali polscy i niemieccy więĽniowie. Doktor wygłosił krótkie przemówienie w obu językach. Poprosił Polaków o przebaczenie niemieckiej winy. Potem ksi±dz po¶święcił głaz i tablicę: "Niemieckim ofiarom obozu w Potulicach w latach 1945-1950 od tych, którzy przeżyli. Najbole¶śniejsz± ran± jest smutek serca".



Die schmerzhafteste Wunde ist die Trauer des Herzens.



***Korzystali¶śmy z publikacji: Gustaw Bekker, Witold Stankowski, "Wspólna czy podzielona pamięć? Obóz Potulitz/Lebrechtsdorf/Potulice...", Bydgoszcz 2007; Mirosław Golon, "Dzieje Nieszawy", t. II 1945-1990, Toruń 2005; Tomasz Krzemiński, "Społeczno¶ść niemiecka w powiecie nieszawskim w okresie międzywojennym. Ziemia Kujawska", tom 17, Inowrocław - Włocławek 2004; Leszek Ciechoński, scenopis do filmu "Pojednanie doktora Bekkera"; Jędrzej Morawiecki, "Gło¶śnocicho", "Tygodnik Powszechny", nr 9/2001; Piotr Pytlakowski, "Naprzykrzyło się grzebać", "Polityka", nr 4/2001; Witold Stankowski, "Obozy i inne miejsca odosobnienia dla niemieckiej ludno¶ści cywilnej w Polsce w latach 1945-1950", Bydgoszcz 2002; Wanda Wasicka, "Pojednanie polsko-niemieckie 29 sierpnia 2004", Nieszawa 2005



***Na życzenie dr. Bekkera zmienili¶śmy nazwiska kilku jego niemieckich korespondentów



¬ródło: Duży Format
 
 
Wy¶wietl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Kopiowanie wszelkich tre¶ci zawartych na forum bez zgody administracji i autorów tematów/postów zabronione!

Administracja forum nie ponosi odpowiedzialno¶ci za tre¶ć komentarzy - s± one własno¶ci± ich autorów.