Informacja

Witaj! Posiadasz ograniczony dostęp do funkcji forum.
Aby w pełni korzystać z jego dóbr musisz być zalogowany!

 Login:  Hasło: 
 Zaloguj mnie za każdym razem 

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się!

Okno zostanie zamknięte za: 60

FORUM OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA Strona Główna FORUM OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA
ROK ZAŁ. 2006

www.stowarzyszeniebastion.com

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum

Odpowiedz do tematu
Poprzedni temat :: Następny temat

Tagi tematu: budowali, francji, wyrzutni

We Francji budowali domy na wyrzutni ....
Autor Wiadomość
jaszka 
zastępca komendanta drużyny



Dołączyła: 20 Paź 2006
Posty: 449
Skąd: Inowrocław
Wysłany: Nie 17 Maj, 2009 23:38   We Francji budowali domy na wyrzutni ....

We Francji budowali domy na wyrzutni



Wojciech Mąka



We Francji, na terenach dawnych wyrzutni cudownej broni Hitlera, są teraz albo stajnie, albo "małpie gaje" dla grotołazów. Niektórzy Francuzi budynki wyrzutni przerobili na... domy.

W podziemnym kompleksie Caumont lepiej nie rozmawiać za głośœno. Wydrążone w wapieniu setki metrów korytarzy i olbrzymie hale wcale nie są tak potężne, jak wyglądają. Zdarza się, że kilkutonowe kawały wapienia niespodziewanie odpadają z sufitu...



Kompleks w czasie wojny nosił kryptonim Granit. W 1944 roku setki francuskich robotników dojeżdżało tu specjalną kolejką do pracy przy stawianiu tajnej podziemnej fabryki ciekłego tlenu - składnika paliw do cudownej broni Hitlera: rakiet balistycznych V-2. Niemcy wykorzystali do tego celu podziemny kompleks dawnej kopalni wapnia. Przy dwóch wejśœciach prowadzących do olbrzymich hal zaczęto odlewać betonowe fundamenty pod maszyny, transformatory... Dziśœ, żeby zobaczyć sufity tych obiektów, trzeba mieć mocną latarkę - niektóre z obiektów mają 15 metrów wysokośœci.



Naszym przewodnikiem jest Francois Bayeux, francuski badacz, który kilka lat pośœwięcił na odtworzenie historii tego miejsca. Stanowczo zaprzecza, jakoby przy budowie fabryki wykorzystywano więźniów.



- To były normalne francuskie firmy budowlane, którym Niemcy płacili za wykonaną prace - mówi. Kompleks - razem ze znajdującą się niedaleko podobną fabryką - działał jedynie kilka miesięcy 1944 roku. Najbardziej zaskakujące są zdjęcia, które Francois Bayeux ma w swoich zbiorach. Zrobiono je po wojnie, ale pokazują niemieckie maszyny, które wykorzystywano w kompleksie Granit. - To zdjęcia z Rumunii - mówi Bayeux. - Po wojnie niemieckie maszyny właśœnie tam trafiły. Z tego, co wiem, niektóre z tych urządzeń wciąż pracują...

Dwadzieśœcia lat dla wyrzutni



Po wojnie jedną cz궜ć kompleksu Granit wykorzystywano jako pieczarkarnię. Sam kompleks nigdy nie był oficjalnie udostępniony do zwiedzania. Nam się udało tam wejśœć i prawdopodobnie byliśœmy ostatnią grupą, która tego dokonała. W lutym tego roku jeden z zamożniejszych lokalnych francuskich inwestorów... kupił cały kompleks. Chce w nim urzadzić "małpi” gaj dla grotołazów. Oczywiśœcie - wstęp płatny.



W 1944 roku Hitler był pewien, że rzuci na kolana Londyn przy pomocy swojej innej cudownej broni - latających bomb V-1. Wynalazek Luftwaffe był tańszy w budowie i mniej skomplikowany niż rakiety, a przenosił prawie tyle samo ładunku wybuchowego. Miał też i wady - latał na tyle wolno, że mogły go dogonić alianckie myśœliwce. Wymagał też stałej rampy startowej i kilku budynków do obsługi.

Rampy startowe V-1 były nieustającym problemem alianckich samolotów, które zapuszczały się na niebo nad Francją. Zbombardowene wyrzutnie szybko odbudowywano, a wiele z nich w ogóle nie zdołano wykryć.



Volker Pelz z Międzynarodowej Grupy Badawczej V-2 jest najlepszym na śœwicie specjalistą od latającym bomb. - Na znajdowanie resztek wyrzutni na terenie Francji i Niemiec pośœwięciłem dwadzieśœcia lat życia - mówi, gdy przedzieramy się przez las w poszukiwaniu resztek kolejnej rampy startowej. - Zlokalizowałem ich ponad dwieśœcie. Wierzę, że to już są wszystkie.



W okolicach podziemnego kompleksu Caumont zbudowano kilka wyrzutni. Ale żadnej nie zdążono użyć. Żeby dziśœ znaleźć zapomniane pozostałośœci, trzeba mieć albo szcz궜cie, albo dokumenty. I sokoli wzrok. W jednej ze wsi wjeżdżamy na wąską drogę. Niby asfalt, ale pod asfaltem - betonowa śœcieżka, która kiedyśœ była drogą na terenie wyrzutni. Za ogrodzeniem budynek, w którym stał kompresor i przechowywano składniki paliwa napędzającego katapultę wyrzutni. Teraz jakiśœ miejscowy rolnik trzyma w nim swoje graty. Na polu obok Volker Pelz pokazuje niezaorany, prostokątny fragment ziemi: - Tam jest betonowy fundament innego budynku, dlatego tego kawałka pola nie da rady zaorać.



Dwa metry w ziemi



Betnonowe resztki obiektów wyrzutni V-1 to prawdziwa zmora francuskich rolników. Każdy z nich wie, co kiedyśœ było na jego polach, teraz nie bardzo wiedzą, co mają z tym zrobić.



Betonowych klocków, na których kiedyśœ stały rampy startowe, nie sposób ruszyć z ziemi nawet traktorem. - Betonowy element, na którym opierał się koniec rampy, musiał wytrzymać jej ciężar i obciążenia podczas pracy katapulty - wyjaśœnia Volker Pelz. - Ten element z wierzchu wygląda niepozornie, ale jest wylany do ziemi na głębokośœć dwóch metrów.



Dzisiaj największy pożytek jest z budynków kompresorów - są w nich albo garaże na maszyny rolnicze, albo składowiska materiałów budowlanych, albo... stajnie.

Wchodzimy na czyjśœ prywatny teren. Od razu widać, że była tu kiedyśœ wyrzutnia - betonowe śœcieżki są bardzo charakterystyczne.



Przed domem trzy samochody, gospodarz z papierosem w zębach uśœmiecha się szeroko. Nie wydusi z siebie ani słowa po angielsku. Ale z dumą pokazuje swoje dzieło - budynek po kompresorze i magazynie paliwa przerobił na... dom. Dorobił pięterko, na poniemieckiej drodze wylał tarasik ogrodzony murkiem. Tam, gdzie w czasie wojny stał komporesor, jest teraz salon domu. Rozsuwane szklane drzwi na cała śœcianę. W śœrodku - kominek.



Z kompasem na Londyn



Wiekszośœć resztek wyrzutni jest dziśœ zapomniana. Schowana po lasach, zarośœnieta chaszczami. - Ich zlokalizowanie jest bardzo trudne - opowiada Volker Pelz. - Dotarłem do kilku naocznych śœwiadków, żołnierzy niemieckich, którzy byli w oddziałach V-1. Dziśœ nie potrafili wskazać miejsc, w których stacjonowali.

Parkujemy auta przy drodze, w lesie. Wąsko, nie ma jak stanąć. Mijający nas peugeot zatrzymuje się. Siedząca za kółkiem kobieta pyta: - Co tu robicie? Po co to pytanie - nie wiadomo.



Przedzieramy sie przez chaszcze. Jest! Resztki budynku, drugiego. Wreszcie - podpory rampy. Teraz tylko zdjęcia i kompas - trzeba sprawdzić, w którą stronę była skierowana. Na Londyn. Przechodzimy na drugą stronę ulicy, warto poszukać fundamentów pod budynek ustawiania kompasu. To ciekawa konstrukcja, musiała być całkowiecie antymagnetyczna. Na specjalnym haku podwieszano w niej V-1 tak, żeby mógła się swobodnie obracać. Tam, gdzie bomba miała ogon, na posadzce była skala. W ten sposób przed startem zerowano kompas autopilota pocisku.



Trzeba odgarniać butami warstwę ziemi i mokrych liśœci. Może jeszcze uda się znaleźć aluminiowy kielich wbetonowany w posadzkę - to w nim osadzano ośœ V-1.

Nagle pod naszą grupę podjeżdża szare, półterenowe volvo. Kierowca, starszy dystyngowany pan w szarym garniturze. Ma pretensje.

Bo weszliśœmy do jego prywatnego lasu.



Resztki cudownej broni

Nie udało sie znaleźć aluminiowego do pucharu w jednym miejscu, to może uda się gdzie indziej... jedziemy na wyrzutnię, która zasłynęła nieudanym startem. Pocisk rozpędził się na rampie startowej i... utknął.



- Takie rzeczy się zdarzały - mówi Volker Pelz. - Problem był jednak w tym, że mało kto wówczas decydował się na manipulowanie i rozbrajanie takiego pocisku. V-1 miała dwa zapalniki - jeden uderzeniowy i drugi, który detonował ładunek po pewnym czasie - tak na wszelki wypadek. Dlatego, gdy pocisk utknął, czekano, aż zapalnik czasowy spowoduje detonację. Kończyło się na zniszczeniu rampy, ale te można było szybko zrekonstruować.



Po kilkunastu minutach szperania w lesie znajdujemy kawałek V-1. Volker nie wyklucza, że znalezisko jest fragmentem feralnego pocisku. Mówi, że kilka lat temu znalazł tutaj kulisty zbiornik na sprężone powietrze - dwa takie zbiorniki były w każdej V-1.



Kiepska replika

Muzeum w Val Ygot to ewenement. Zachowano tam jedną z pierwszych, bardzo rozbudowanych wyrzutni latających bomb. Takie wyrzutnie alianci ochrzcili mianem "ski” - narty. Magazyny oczekujących na wystrzelenie V-1 przypominały naziemne tunele z łukowato zakończonymi wyjśœciami. Dlatego na lotniczych zdjęciach takie magazyny wyglądały jak... narty.



W Val Ygot jest prawie wszystko. Łącznie z rampą startową i repliką V-1. Mimo że pocisk przypomina oryginał, jest zrekonstruowany z bardzo dużym błędem. - Przednia cz궜ć jest za długa, gdyby V-1 tak wyglądały, uderzałyby w ziemię zaraz po starcie, bo śœrodek ciężkośœci byłby zbyt mocno przesunięty do przodu - mówi Volker Pelz.



Replikę - nie tylko tę jedną - zbudowała firma z Wielkiej Brytanii. Volker śœmieje się, że pisał do Brytyjczyków i zwracał uwagę na błędy. Ale mu nie odpowiedzieli.



http://www.pomorska.pl/ap...ORTAZ/905552622
 
 
drFaustus 
komendant zgrupowania



Dołączył: 20 Mar 2006
Posty: 10273
Skąd: Piękny kraj!
Wysłany: Pon 18 Maj, 2009 11:37   

:wink:
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Kopiowanie wszelkich treści zawartych na forum bez zgody administracji i autorów tematów/postów zabronione!

Administracja forum nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy - są one własnością ich autorów.