Wysłany: Czw 03 Gru, 2009 20:08 Barbarzyńska wojna Moskwy
Od wojny z Finlandią we wszystkich następnych wojnach moskiewscy generałowie stosowali tę samą taktykę zasypywania wroga górami trupów żołnierzy
70 lat temu rozpoczęła się wojna radziecko-fińska, którą Rosjanie za poetą Aleksandrem Twardowskim nazywają niesławną, bo pamiętają z niej przede wszystkim bezmyślne okrucieństwo, z jakim dowódcy radzieccy szafowali życiem setek tysięcy żołnierzy.
To był zaledwie początek. Później, już w czasie wojny z Niemcami i kolejnych wojnach toczonych przez imperium - od Afganistanu po Czeczenię - moskiewscy generałowie trzymali się tej samej taktyki zasypywania wroga górami trupów podwładnych.
Radziecka propaganda przez lata utrzymywała, że to agresywna, potężna i uzbrojona po zęby Finlandia napadła w listopadzie 1939 r. na miłujący pokój Kraj Rad. W rzeczywistości wszystko zaczęło się od prowokacji przypominającej wydarzenia sprzed zaledwie trzech miesięcy w Gliwicach, które Hitler wykorzystał jako pretekst do napadu na Polskę.
26 listopada 1939 r. major NKWD o nazwisku Akulewicz dostał rozkaz wystrzelenia siedmiu pocisków artyleryjskich w cel znajdujący się rzekomo na poligonie przy granicy z Finlandią. Dowódcy dali mu namiary. Wystrzelił. Trafił. W położoną po stronie radzieckiej wioskę Majnila. Zabił czterech żołnierzy Armii Czerwonej.
Cztery dni później Armia Czerwona runęła na Finlandię.
Celem Stalina było przyłączenie do imperium kraju, który stanowił już jego część w czasach carów. W tajnych protokołach do paktu Ribbentrop-Mołotow zapisano, że Finlandia to sfera wpływów ZSRR. Armia Czerwona dostała więc rozkaz - w dwa tygodnie zająć 80 proc. terytorium sąsiedniego kraju. Na walizkach przy granicy siedział już komunistyczny rząd Otto Kuusinena, który na radzieckich bagnetach miał być zainstalowany w Helsinkach.
Moskwa skoncentrowała sześć armii - trzy razy więcej żołnierzy, niż mogła zmobilizować Finlandia. Przewaga ZSRR w liczbie samolotów była sześciokrotna. Armia Czerwona miała też pięć razy więcej dział i 80 razy więcej czołgów.
Nie miała jednak kożuchów, nart, ciepłych czapek, butów, konserw ani namiotów dla żołnierzy. Ci przy temperaturze -30 st. poszli w głębokie śniegi fińskiej tajgi w sukiennych płaszczach i lichych wojłokowych czapeczkach, tzw. budionowkach.
Radzieccy dowódcy wpadli na szatański pomysł, by przed atakiem odebrać żołnierzom płaszcze. Bali się, że wojacy zawiną się w szynele, zakopią się w śniegu i tak przeczekają szturm. Czerwonoarmiści szli więc na pozycje wroga w samych bluzach. Kto został ranny, zamarzał w kilka minut.
Walczyły przede wszystkim jednostki złożone z ludzi z południa ZSRR, nieprzywykli do mrozów Ukraińcy i poborowi z Azji Centralnej. Stalin nie posyłał na fiński front żołnierzy z regionów przygranicznych, bo bał się, że porozumieją się z wrogiem.
Finowie byli znakomicie wyekwipowani i ciepło ubrani. Było wśród nich wielu zahartowanych myśliwych, wielu znakomicie jeździło na nartach.
Głodna, zamarzająca, koszona przez snajperów Armia Czerwona szybko utknęła na linii Mannerheima - nazwanym tak na cześć marsz. Carla Gustafa Mannerheima pasie tysiąca betonowych bunkrów i fortów, którymi Finowie przegrodzili Przesmyk Karelski. Radzieccy generałowie gnali ludzi na te umocnienia. A na tyłach frontu czyhały bojówki NKWD bezlitośnie rozstrzeliwujące tych, którzy próbowali się wycofać.
Dopiero w marcu 1940 r. kosztem niebywałych ofiar wojskom ZSRR udało się przełamać front. Wtedy Stalin, obawiając się, że do wojny po stronie Finlandii mogą się przyłączyć Wlk. Brytania i Francja, zdecydował się zawrzeć pokój i zadowolić się odebraniem Finom 35 tys. km kw. terytorium.
Za tę niewielką w sumie zdobycz ZSRR zapłaciło życiem co najmniej, jak oceniają historycy, 230 tys. żołnierzy. Nikita Chruszczow przyznał jednak kiedyś, że wojna zimowa kosztowała jego kraj milion zabitych.
Fińscy generałowie po wojnie powtarzali: "Mieliśmy wrażenie, że dowódcy rosyjscy dowodzili armią jak zagranicznym legionem, a nie rodakami. Tak wojować nie wolno".
Związek Radziecki i później wojował właśnie tak - z pełną pogardą dla życia ludzi. W 1943 r. marszałkowie, chcąc zrobić prezent Stalinowi, spieszyli się wziąć Kijów na rocznicę rewolucji bolszewickiej. Udało się - za cenę 800 tys. trupów.
W noworoczną noc 1995 r. z okazji urodzin ministra obrony Pawła Graczowa generałowie postanowili wziąć Grozny z marszu kolumnami pancernymi. Zginęła wtedy cała pancerna brygada majkopska. 200 jej czołgów płonęło na ulicach stolicy Czeczenii tak samo jak zimą 1939 r. czołgi Armii Czerwonej płonęły podczas bezsensownych szturmów na bunkry w fińskiej tajdze.
Chciałem ci przypomnieć jeżeli jeszcze nie dotarłeś do jakichś głębszych danych radzieckich. Iz prowadzenie wojny tzw. "fala ludzką" to nie był wymysł bolszewików. Odziedziczyli oni po caracie bardzo wiele jeżeli chodzi o rożne doświadczenia nie tylko wojskowe.
"fala ludzka" była stosowana w armii carskiej na przykład w czasie wojny rosyjsko-japońskiej w 1905 roku. Ichnia propaganda mówił że jeżeli chodzi o Japonię to " ...jeich szapkami zakidajem..." (przykryjemy ich czapkami).
W którejś biografii Stalina był opisany jego pobyt na zesłaniu oczywiście na Syberii. Tam zetknął się własnie z tym nie szanowaniem życia ludzkiego, i to gwoli ścisłości nauczyli go tego sami zesłańcy.
Kiedyś podczas jakichś prac zesłańcy bardziej troszczyli się o konie i kiedy Stalin zapytał dlaczego nie troszczą się o ludzi, odpowiedzieli mu "... ludzi można zrobić, a spróbuj zrobić konie...".
Ten sam sposób walki czyli jak już wspomniałem "fala ludzka" zastosowali z powodzeniem Chińczycy a dokładnie komuniści Mao-Tse-Tunga. Oraz początkowo w czasie tzw. "Wojny indochińskiej" (przeciwko Francji) Wietnamczycy ( za porada chińskich doradców). Potem a mianowicie w wojnie przeciwko Amerykanom, Ho-Shi-Minh poszedł po rozum do głowy i zastosował inna taktykę.
Polecam książkę Borysa Sokołowa pod tytułem „Prawdy i mity wielkiej wojny ojczyźnianej 1941 – 1945” (właśnie ją czytam) . Jedną z kwestii, którą porusza autor jest próba oszacowania liczby ofiar wielkiej wojny ojczyźnianej po stronie radzieckiej. Metodologia badań, oraz zastrzeżenia autora są w stanie przekonać czytelnika o słuszności owych wyliczeń. Próba usystematyzowania tych liczb, jest podstawą na której Sokołow twierdzi: wielka wojna ojczyźniana była największa klęską w historii Rosji, pomimo tego, że została ona wygrana. Liczbę bezpowrotnych strat w ludności oraz żołnierza wylicza on na ponad 40 milionów! Na tym tle porównuje straty niemieckie, gorzko puentując, że Niemców ta porażka, przynajmniej w kwestiach strat, kosztowała znacznie mniej niż Sowietów zwycięstwo.
gogo-dimpek pomocnik komendanta drużyny Homo-wratislawienses
Innym ciekawym odnośnikiem dotyczącym wojskowej polityki jaka miała miejsce w Armii Radzieckiej jest film "Sztrafbat", a już dobitnie jego ostatni odcinek.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach