Wysłany: Wto 21 Paź, 2008 19:38 Tramwaj do Fordonu
120 lat temu na ulice wyjechały pierwsze tramwaje. W ciągu 5 lat ma nastąpić rozbudowa ich sieci.
Wiosną tego roku minęła 120. rocznica powstania bydgoskiej sieci tramwajowej. Jakby specjalnie z tej okazji w ratuszu zapadła decyzja o jej znaczącej rozbudowie.
O połączeniu Bydgoszczy z Fordonem linią tramwajową mówiono w naszym mieście już mniej więcej czterdzieści lat temu, kiedy dopiero rodziły się plany rozbudowy miasta w kierunku wschodnim, w stronę samodzielnie jeszcze wówczas funkcjonującego nadwiślańskiego miasteczka Fordon. Trasa miała biec od pętli przy ul. Wyścigowej wzdłuż Fordońskiej. Miała to być linia podmiejska na wzór tras łódzkich, przeznaczona dla dojeżdżających do pracy w Fordonie i odwrotnie. Projekt okazał się jednak nierealny ekonomicznie. Zawieszono go, jak się okazało, na całe czterdzieści lat. Dziś powrócił. W nowych realiach okazał się bardzo potrzebny.
Odcinek do Fordonu będzie miał około 10 km długości. Fordoński tramwaj kursować ma od obecnej pętli przy ulicy Wyścigowej aż do, Mariampolu, ale trasa nie będzie pokrywać się z ul. Fordońską, lecz poprowadzona zostanie inaczej. Kluczowa dla całej linii będzie budowa około 400-metrowej estakady nad torami kolejowymi w okolicach dworca Bydgoszcz Wschód. Całkowity koszt realizacji według cen obecnych to 420 milionów złotych. Linia do Fordonu ma być gotowa za 5 lat.
W dalszych planach jest jeszcze budowa linii tramwajowej na Błonie, a także przywrócenie kursowania tramwaju do dworca kolejowego.
Na początku były konie
Pierwsza bydgoska linia tramwajowa otwarta została 18 maja 1888 roku. Był to oczywiście tramwaj konny i kursował z dworca głównego ówczesnej kolei pruskiej, przez ulicę Gdańską, Stary Rynek do ul. Poznańskiej. Trasa miała około 5 km długości.
Kiedy osiem lat później poczciwe szkapy poszły do lamusa, a zastąpił je prąd, linie były już dwie, a w 1901 roku - nawet cztery. W tym stanie, praktycznie niezmienionym, bydgoska sieć przetrwała ponad trzydzieści kolejnych lat.
Bydgoszcz to jedno z kilku tylko miast w Polsce o tzw. trakcji wąskotorowej, o rozstawie szyn równym jeden metr. Rodziło to często problemy, z opóźnieniem np. docierały do miasta nowe ulepszone pojazdy. Szczególne trudności występowały wówczas, kiedy brakowało niemal wszystkiego, czyli w PRL-u.
Sieć początkowo była zbudowana oszczędnie, miała po jednym torze z mijankami na niektórych przystankach. Tylko na ul. Gdańskiej było podwójne torowisko. Linie nosiły oznaczenia literowe, nie cyfrowe. W latach II Rzeczypospolitej mimo pilnej potrzeby połączenia odległych dzielnic rozbudowującego się miasta, nowych linii nie budowano z przyczyn finansowych. Doszło do tego, że w 1934 roku łączna długość linii wynosiła nadal 12 km. Kursowało wówczas 30 elektrowozów, pomalowanych na żółto-zielono, z 38 przyczepkami, a zajezdnia mieściła się przy ul. Zygmunta Augusta, naprzeciwko Dworca Głównego PKP.
Tramwaje w latach trzydziestych były dochodowe, zasilały kasę miasta kwotą nawet do 200 tys. złotych rocznie! Bilet normalny kosztował 20 groszy. W 1934 roku, w reakcji na kryzys gospodarczy i ubożenie społeczeństwa, cenę tę nawet obniżono do 15 groszy!
Dopiero w 1936 roku wydłużono dwie linie, doprowadzając tory do ul. Bartosza Głowackiego na Bielawach i z ul. Chodkiewicza do Artyleryjskiej.
Zamiast B – dwójka
Linie A, B i C kursowały jeszcze i po wojnie. Dopiero w 1949 roku podjęto decyzję o wprowadzeniu numerów, kiedy miejską komunikację scalono w jedno przedsiębiorstwo. Na „wszelki wypadek” pozostawiono tramwajom 50 wolnych numerów, linie autobusowe poczęto bowiem numerować od 51.
Przełomowym okazał się rok 1953. Nabrzmiał już wówczas poważny problem transportu „świata pracy” do nowo powstałych zakładów przemysłowych, przede wszystkim Zachemu, a także nowych osiedli wznoszonych w południowej części miasta. Wybudowano wówczas w niecały rok kilkanaście km nowego torowiska – z Babiej Wsi na Łęgnowo, Kapuściska i Glinki. Uruchomiono wówczas aż pięć nowych linii.
Potem rozbudowywano bydgoską sieć już tylko drobnymi kroczkami. W latach sześćdziesiątych przez most Pomorski i do stacji Bydgoszcz Wschód. W kolejnych dekadach – m.in. na Wyżyny i do Myślęcinka. Jednocześnie likwidowano torowiska wzdłuż Starego Rynku, ulic Długiej, św. Trójcy i Grunwaldzkiej, później Lelewela i Jurasza, na koniec, w 1990 roku wzdłuż Dworcowej.
Wielu bydgoszczan pamięta jeszcze poczciwe „bimby”, dostojnie i hałaśliwie sunące po wąskich uliczkach
Stanisław Piasecki, 83-letni bydgoszczanin, z sentymentem wspomina tramwaje, jakie zapamiętał z czasów swojej młodości. - Pamiętam doskonale wozy z odkrytymi platformami na obu końcach, przyjemnie było stać na nich latem. W wąskich uliczkach bydgoskiej starówki tramwaje wolno sunęły, wyskakiwało się nieraz w biegu, szczególnie kiedy zwalniały przed kolejnym zakrętem, można było także wsiadać w biegu, czekało się po prostu w określonym miejscu. Dodatkowe przystanki znajdowały się na rozjazdach. Zwrotnice były ręczne, więc motorniczy zatrzymywali w takim miejscu pojazd, wysiadali i specjalnym prętem przekładali zwrotnice. Jako dziecko lubiłem stać tuż za motorniczym i patrzeć, jak zamaszyście kręcił taką ogromną korbą, służącą do regulacji prędkości pojazdu.
Sentymentalnie
Również z sentymentem wspomina pan Piasecki długie wiszące ogonki, tzw. winogrona, kiedy pasażerowie nie mieścili się w środku i stali na stopniach, trzymając się jeden drugiego. Szczególnie częste było to zjawisko, kiedy jechało się na mecze piłkarskie czy żużlowe na stadiony Zawiszy albo Polonii.
- Na początku lat siedemdziesiątych zniknęli z tramwajów konduktorzy, a zamiast nich pojawiły się automaty do kasowania biletów sprzedawanych w kioskach „Ruchu”, a nawet przez jakiś czas były maszyny do kupowania biletów w tramwajach - wspomina pan Piasecki. - Wrzucało się wówczas do automatu złotówkę lub 50 groszy (za bilet ulgowy). Autobusy były wówczas droższe, ale potem ceny wyrównano. Bardzo długo utrzymywała się cena złoty pięćdziesiąt za przejazd, zjadła ją dopiero inflacja po stanie wojennym.
Dopiero w 1936 roku wydłużono dwie linie, doprowadzając tory do ul. Bartosza Głowackiego na Bielawach i z ul. Chodkiewicza do Artyleryjskie
Do Bartosza Głowackiego to chyba nie sięgały - chodzi tu chyba o linię od Gdańskiej do obecnej pętli na Chodkiewicza i jej nieistniejącą odnogę Lelewela Jurasza gdzie do początków lat 70 kursowała czwórka (chyba z Dworca)
Tzn. chodzi o ten odcinek do pętli. Głowackiego zaczyna się z drugiej strony Wyszyńskiego (z kilkadziesiąt metrowym przesunięciem). Pewnie wcześniej dochodziła do Chodkiewicza.
ul. Szeroka (dzisiejsza Wyszyńskiego) to chyba dopiero po wojnie powstała.
To się chyba zgadza. Obecnie od dworca B-szcz Gł. do ul Gdańskiej są tory kolejowe. Kiedyś przecinały tory tramwajowe na Gdańskiej (pamiętam w latach 60 opisywany w IKP i G.Kujawskiej wypadek zderzenia parowozu z tramwajem) szły do Makrumu, a dalej chyba do torów wzdłuż Kamiennej. Przed budową odcinka Kamiennej od Gdańskiej do Wyszyńskiego była tam taka ścieżka na jeden tor.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach