Wysłany: Czw 29 Maj, 2008 21:08 Zabawy ze swastyką
Gefreiter Michael, Gefreiter Johann, Jäger Arthur. Wszyscy Polacy. Na co dzień prawnicy, handlarze nieruchomości, fotograficy. W weekend ze swastyką w klapie bawią się w essesmanów. Oficjalnie są tylko modelarzami. Nieoficjalnie recytują za Hitlerem, że "ich honor to wierność".
Kilku Niemców przebierających się za rzymskich legionistów i pruskich żołnierzy z epoki Napoleona ogląda film na laptopie. Na ekranie inni mężczyźni biegają po łące przebrani za radzieckich żołnierzy i esesmanów. To Polacy odtwarzają walki o Gdynię w 1945 roku. Jeden z nich w oficerskim mundurze odpala pancerfausta, trafia w czołg T-34. Maszyna staje w płomieniach, płonie jeden z czołgistów. Niemcy o mało nie wyrywają sobie z rak laptopa.
- Za coś takiego w Niemczech poszlibyśmy siedzieć! - mówi Uwe, na co dzień podoficer w jednostce pancernej Bundeswehry.
- Jak to możliwe, że wskrzeszacie oddziały, które zrobiły w waszym kraju tyle złego? Z wielką pasją ożywiacie za nas historię czegoś, czego my się wstydzimy! - dziwi się Marcus, z zawodu nauczyciel.
Jesteśmy tylko aktorami
Marek Łukasik, 35 lat, szef grupy rekonstrukcji historycznej Pomerania. Blondyn, silna opalenizna, pod marynarką dres z kapturem, dżinsy, martensy, mocny uścisk dłoni. To on odpalił pancerfausta podczas widowiska w Mechelinkach. Jeszcze niedawno był geodetą. Teraz robi to, co lubi. Dowodzi 40 młodymi ludźmi. Żyje z konsultacji przy produkcjach filmowych.
- Ale dlaczego rekonstruujecie akurat formacje SS? - pytamy.
- Aby pokazać tę drugą stronę. Ich wygląd, technologię. - Mieliście na stronie internetowej historię 4. Dywizji SS znanej ze zbrodni wojennych popełnionych np. na Bałkanach. Ale o tym nie napisaliście ani słowa.
- Nie myślałem, że zostanie to tak odebrane. Publikując materiały o SS Polizei, nie chcieliśmy sprawić wrażenia, że kontynuujemy jej tradycje. Kiedy zdjęliśmy te materiały, cześć kolegów odeszła z Pomeranii. Uznali, że to błąd. Bo najważniejsze jest pokazywać historię, pełne spektrum najbardziej dramatycznych działań. Na przykład podczas inscenizacji Powstania Warszawskiego odtwarzaliśmy zbrodniczych dirlewangerowców.
- Teraz godła 4. Dywizji SS na waszej stronie internetowej nie ma, ale pozostała taka sama tarcza z jakimś symbolem
- Poruszamy się w stylistyce epoki. Chcemy, aby to było tak odebrane, jak było wtedy. Takie były czasy, chcemy to wiernie przekazać. To nie znaczy, że podzielamy ideologię. Rekonstruując Niemców, jesteśmy aktorami, tylko aktorami.
Racja leży po stronie silniejszych
Łukasik z Pomeranii zapewnia, że w mundurze z hitlerowskimi symbolami zobaczymy go tylko na rekonstrukcjach. Dotarliśmy jednak do prywatnego, wewnętrznego forum internetowego Pomeranii. Dyskusja odbywa się pod przybranymi nazwiskami, obok których widnieją niemieckie stopnie wojskowe. Wszystko okraszone zdjęciami uczestników w niemieckich mundurach.
Markus Leiber, SS-UntersturmfĂźher, wita wszystkich, informując o zebraniu założycielskim stowarzyszenia, które odbyło się w "gościnnym domu Erika i Sand". Pod spodem lista 15 uczestników: Martin Dyzien, Friz Rauch, Erik Krumm, Max Holm itd.
Leiber prosi o składanie deklaracji członkostwa w nowym stowarzyszeniu. Stare się rozpadło na skutek wewnętrznego sporu. To konieczne, bo w stowarzyszeniu wybuchł konflikt.
Peter Waeder, SS-UnterscharfĂźhrer: "Pragnę pozostać lojalnym członkiem Pomeranii".
Johan Schwartz, rekrut: "Zum Befehlen! (na rozkaz) Obersturmfuhrer".
Fritz Rauch, SS-RottenfĂźher: "Bliżej nam do Waffen-SS jak nigdy przedtem".
Konflikt tli się jednak. Wybucha dyskusja.
Erik Krumm, SS-RottenfĂźhrer, zauważa: "Oficerowie i podoficerowie w Waffen-SS byli przyjaciółmi swoich żołnierzy".
Peter Waeder, SS-UnterscharfĂźhrer: "Pamiętajcie, że każda grupa to zbieranina ludzi o różnych charakterach. Tak było i w SS. Oczywiście H. Himmler (nie bardzo nawet lubiany pośród "starych lisów") miał swoje wizje.
Wolf Legendorff: "Nosicie mundury takie a nie inne. Pokażcie, że jesteście ludźmi, którzy je noszą, a nie przebierają się w mundurki. I jeszcze jedno: Racja leży po tej stronie, która jest silniejsza".
"Moim honorem jest wierność" (02. [to motto, które w 1931 roku nadał oddziałom SS Adolf Hitler].
Ojciec był pacyfistą
Z Michałem Freyerem, szefem grupy rekonstrukcyjnej Ariergarda, spotykamy się w Muzeum Poczty Polskiej. Wojskowe moro ludowego Wojska Polskiego, które ubrał, nie pasuje do historycznego wnętrza budynku Poczty Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku. Michał siedzi plecami do okna. Tędy 1 września 1939 roku Niemcy z dywizji SS-Heimwehr Danzig strażackim wężem wlali benzynę do budynku i podpalili ją. Polscy pocztowcy po 12 godzinach walki musieli się poddać. Michał odtwarza właśnie SS-Heimwehr Danzig.
- Nie chodzi nam o Niemców - oburza się, nerwowo zaczesując blond grzywkę opadającą mu na oczy. - Chcemy zrekonstruować obronę Poczty. To będzie preludium obchodów 70-rocznicy wybuchu II wojny światowej.
Michał jest 40-letnim rencistą. Do niedawna utrzymywał się z produkcji skórzanych elementów żołnierskiego wyposażenia - pasków, ładownic.
- Niemcy z Heimwehr Danzig nie tylko walczyli z pocztowcami, ale również rozstrzelali ich potem na gdańskim lotnisku. Byli wykonawcami wyroków śmierci na gdyńskich harcerzach. Po kampanii wrześniowej Heimwehr Danzig weszła w skład dywizji SS-Totenkopf tworzonej z członków załóg obozów koncentracyjnych. Zna pan przecież te fakty - rzucamy.
Michał znowu się oburza: - Ojciec stracił dwóch braci. Jednego trafił odłamek, drugiego skatowali niemieccy żandarmi. Opowieści ojca miały wielki wpływ na moją osobowość i zainteresowania. Ojciec był zadeklarowanym pacyfistą. Ja też jestem przeciwnikiem manifestowania wszelkich form totalitaryzmu.
- To dlaczego rekonstruuje pan akurat jednostkę, która tak haniebnie zapisała się w historii?
- Bo podjąłem się rekonstrukcji obrony Poczty. Muszą pokazać też członków drugiej strony. Ale będą też pocztowcy.
- Formacje SS kojarzą się źle w polskim społeczeństwie...
- Trzeba rozgraniczyć formacje SS, od Waffen-SS. Waffen-SS to były formacje frontowe.
W jego przekonaniu nie popełniły więcej zbrodni niż Wehrmacht.
Nikt nie chce być Polakiem
Marzec 2007. Wojskowy poligon pod Toruniem. Marek Łukasik cieszy się, bo polscy żołnierze pozwalają mu zajrzeć do wnętrza współczesnego stalowego kolosa. Samojezdna haubica kaliber 122 milimetry waży kilkadziesiąt ton. Łuksik gramoli się do luku dowódcy. W końcu opiera rękę o klapę. Poprawia oficerską czapkę z trupią czaszką i piszczelami. Oddycha z ulgą. Na jego twarzy pojawia się uśmiech. Manewry były udane. Jego ludzie w niemieckich mundurach przez kilka dni biegali po poligonie, strzelali, walczyli wręcz, obsługiwali działa, ćwiczyli taktykę zespołową z użyciem pirotechniki.
- Były grupy z całego kraju. Niemieckie, amerykańskie, polskie. Chodzi nam o nauczenie się żołnierskiego rzemiosła do celów rekonstrukcji - tłumaczy Łukasik.
- Po polskim poligonie biegają faceci w mundurach SS. I to wszystko pod patronatem MON...
- Czy pan kwestionuje, że jesteśmy Polakami? Mundury to tylko kostiumy historyczne. Jak inaczej pan sobie wyobraża trening rekonstruktora?
Szkolenia kilka razy w roku od lat organizuje toruńskie Stowarzyszenia Miłośników Artylerii i Fortyfikacji przy wsparciu Centrum Szkolenia Artylerii i Uzbrojenia i departamentu wychowania i promocji obronności MON.
Prezesem Stowarzyszenia jest Mirosław Giętkowski, były żołnierz zawodowy z 25-letnim stażem. Pomagają mu społecznie inni byli wojskowi.
- Bywają u nas wszystkie grupy: Ameryka, Polska, sowieckie, niemieckie - mówi Gietkowski. - Niemieckie są najlepiej wyszkolone i najczęściej tu przyjeżdżają. Czasami proszą o dodatkowe wejścia na poligon, poza programem. Są bardzo zdyscyplinowani, mimo że wielu nigdy nie było w wojsku. Grupy rekonstruujące polskie wojsko najczęściej nie odpowiadają na nasze zaproszenia.
Przecież jest SS i Waffen-SS
Piotr Kryn, lider GRH Wiking, jest wziętym toruńskim prawnikiem. Zanim poszedł na studia, namiętnie sklejał modele samolotów, statków i czołgów. Teraz jest modelarzem w skali 1:1. Tyle że zamiast kartonowych modeli czołgów, odtwarza żywego esesmana z 5. Dywizji Pancernej SS-Viking. To formacja oskarżana m.in o wymordowanie na Ukrainie 600 Żydów, pacyfikację powstania warszawskiego, zwalczanie partyzantów w Jugosławii. Jednym z lekarzy tej dywizji był Josef Mengele.
Piotr Kryn przyznaje, że o tym wszystkim wie.
- Rekonstruujemy tylko te pododdziały Vikinga, które po procesie norymberskim przestały być uznawane za formacje zbrodnicze- tłumaczy. - Viking nie był święty. Jednak trudno znaleźć wiarygodne źródła, które mówiłyby o datach, cyfrach i liczbach pomordowanych. Nie zawsze SS była bandą oprawców. Przecież znane są przypadki, że rosyjscy jeńcy dostawali od nich chleb, wodę.
- To dlaczego w Niemczech nie można tak się bawić?
- To hipokryzja. Niemcy nie chcą pamiętać, że gdy Hitler rzucił hasło "armaty czy masło", to wybrali armaty. Po prostu wolą o tym nie pamiętać.
Heilowanie w internecie
Wszystkie grupy rekonstruujące Waffen-SS mają bogate witryny w internecie. Na szczycie "esesmańskiej" listy przebojów znajdują się filmy i fotografie autorstwa członków Grupy Rekonstrukcji Historycznej "Festung Breslau" z Wrocławia. W remake wehrmachtowskiej kroniki wojennej w czołówce pojawia się godło III Rzeszy, potem narrator z zaangażowaniem wyjaśnia, że film przybliża życie niemieckich żołnierzy "skutecznie broniących przed dzikimi hordami ze wschodu historycznej twierdzy Breslau".
Na stronie internetowej "FB" są też fotograficzne relacje z wewnętrznych manewrów grupy. "Żołnierze" śpią, jedzą posiłki, pozują do wspólnych zdjęć. Czarno-biała tonacja, ramki "w ząbki" ułatwiają skok w przeszłość. "Winterleben", czyli próba "odtworzenia sposobu bytowania żołnierzy niemieckich na frontowych przedpolach Festung Breslau w 1945 roku". Albo "Lewy brzeg Odry", czyli "zimowe manewry na byłej linii frontu".
Nie mniejszą popularnością cieszą się strony grup Kampfgruppe Edelweiss (niemieccy strzelcy górscy) czy Fallschirmjäger Rgt.1 (spadochroniarze). Te formacje cofają się w czasie, przyjmując niemieckie stopnie i nazwiska: Gefreiter Michael, Gefreiter Johann, Gäger Arthur, Feldwebel Erich Schuster. Za pośrednictwem sieci chwalą się nadanymi sobie odznaczeniami, na przykład krzyżem Eiserne Kreuz. Można się go dorobić "za wyróżniającą się postawę w czasie trwania rekonstrukcji lub manewrów wewnętrznych. Na krzyżach widnieją swastyki i data: "1939".
Kolejne niewinne podróże w czasie - "w jakże niespokojny okres wojennej zawieruchy" - ilustrują m.in. zdjęciem polskiego szlabanu granicznego łamanego przez niemieckich żołnierzy w 1939 r. W innym miejscu dowiadujemy się, że strzelcy i spadochroniarze "owiani niemalże legendą", walczący w 1944 roku pod Monte Cassino przeciwko Polakom z II Korpusu generała Władysława Andersa, spowodowali "straty osobowe w wysokości 1000 zabitych i 3000 rannych".
Ale o co wam chodzi?
Nasi rozmówcy nie widzą niczego złego w przyznawaniu sobie niemieckich orderów i stopni wojskowych.
- Gdybym ja miał taką lekcję historii w podstawówce, to chyba bym się zsikał ze szczęścia - mówi z dumą Piotr Kryn.
W całej Polsce wydarzenia z czasów II wojny światowej odtwarza około 2 tys. pasjonatów. Blisko połowa z nich wciela się w żołnierzy hitlerowskich.
W lipcu 2006 r. brandenburski minister spraw wewnętrznych JĂśrg SchĂśnbohm wezwał polskie władze, aby podjęły działania przeciw produkcji i sprzedaży nazistowskich mundurów i odznaczeń w Polsce.
Dołączył: 24 Mar 2007 Posty: 1638 Skąd: Inowrocław
Wysłany: Czw 29 Maj, 2008 23:45
Tak samo jak odtwarzamy indian w tipi czy Pradawnych słowian w lepiankach, tak samo Oni mogą odtwarzać wojnę! Nie widzę w tym nic złego, a wręcz będę im kibicowac bo mało ludzi się na to odważyło. Podając ich strony pobudziłas moją ciekawość
pozatym wyborcza edytuje wypowiedzi swoich rozmówców tak by wyszło niby skandalicznie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach