FORUM OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA Strona Główna FORUM OCALIĆ OD ZAPOMNIENIA
ROK ZAŁ. 2006

www.stowarzyszeniebastion.com

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  AlbumAlbum

Odpowiedz do tematu
Poprzedni temat :: Następny temat

Tagi tematu: falsz, wiznaprawda

Wizna-prawda czy fałsz
Autor Wiadomość
jacekwoj3 
komendant drużyny


Dołączył: 02 Gru 2008
Posty: 789
Skąd: Twierdza Przemyśœl
Wysłany: Sob 12 Wrz, 2009 21:01   Wizna-prawda czy fałsz

Rozmowa z prof. Tomaszem Wesołowskim ,ktorego ksiażka ma sie ukazać wkrotce.



Wizna: niesłychany mit kampanii wrześœniowej?

Rozmawiała Monika Żmijewska2009-09-06, ostatnia aktualizacja 2009-09-06 19:32



Bitwa pod Wizną zakończyła się porzuceniem pozycji przez większośœć polskich żołnierzy. Na zafałszowanym micie nie można budować własnej tożsamośœci - twierdzi dr Tomasz Wesołowski, historyk z Uniwersytetu w Białymstoku



Monika Żmijewska: Kończy pan właśœnie pracę nad książką, która wywróci do góry nogami całe myśœlenie o obronie Wizny. Podważa pan obowiązującą przez lata wersję o bohaterstwie polskich żołnierzy.



Dr Tomasz Wesołowski: Moja książka traktować będzie nie tylko o tym, co się wydarzyło, o tym, co historyk może odczytać ze źródeł, ale będzie także analizą pamięci o bitwie pod Wizną, przez cały okres kilkudziesięciu lat PRL-u i tych 20 lat Polski niepodległej. W publikacji przedstawione zostaną mity i prawda o tym, co się zdarzyło we wrześœniu 1939 roku. A prawda jest taka, że Wizna po wojnie stała się niesłychanym wręcz mitem propagandowym, który narastał przez 70 lat i narasta dalej.



Czyli nie było bohaterstwa polskich żołnierzy broniących odcinka Wizna? Nie opóźnili oni marszu armii niemieckiej? Zginęli na darmo? A okreśœlenie jakie przypisywano przez lata obronie Wizny - "Polskie Termopile" - jest nieadekwatne?



- Termopile skądinąd też są bardzo mityczne. Legenda mówi, że 300 Spartiatów powstrzymywało w wąwozie tysiące czy nawet dziesiątki tysięcy żołnierzy armii perskiej. I że wszyscy polegli w jego obronie. Cóż, możemy wątek termopilski przypisać do strony polskiej, pod warunkiem, że przyjmiemy kilka "ale". Jeżeli Spartiatów miało być w pewnym momencie tylu co Persów, jeżeli Leonidas zostałby zostawiony przez większośœć swoich Spartiatów, słowem jeśœli uznamy, że Spartiaci nie polegli w obronie wąwozu tylko w większośœci pozostawili swoje pozycje - to tak, wtedy porównanie byłoby jak najbardziej adekwatne.







Pan sugeruje, że bitwa pod Wizną zakończyła się ucieczką większośœci polskich żołnierzy?



- Sugeruję, że bitwa zakończyła się porzuceniem pozycji przez większośœć polskich żołnierzy.



To jak to wyglądało? Jakie ma pan dowody?



- Spójrzmy na ten mit w wersji finalnej, w jakiej funkcjonuje obecnie. Powszechnie mówi się o tym, że: a) pod Wizną ciężkie walki trwały cztery dni; b) 720 polskich żołnierzy bohatersko powstrzymuje 40 tysięcy niemieckich żołnierzy gen. Guderiana; c) prawie wszyscy polscy żołnierze polegli; d) po kapitulacji ostatniego schronu Raginis - który wcześœniej złożył przysięgę, że nie opuśœci swojej pozycji - rozrywa się granatem. I przez to, jak dzisiaj głoszą pasjonaci mitu - powinien być przykładem dla polskiej młodzieży. Już wyobrażam sobie tę współczesną młodzież, która na wypadek wojny powinna rozrywać się granatami. To rzeczywiśœcie najsensowniejsze co można zrobić, genialna metoda na pozbycie się całego pokolenia i to najbardziej patriotycznej cz궜ci...



Ale wróćmy do meritum. Przez te wszystkie lata, kiedy zajmowałem się tym tematem, a robię to od połowy lat 90., zadziwiało mnie jak liczby rosły, jak dodawano kolejne zera, jak mnożono. Im dłużej ten mit narastał, tym mniej prawdy w tym wszystkim, a więcej fantazji. Doszło nawet do tego, iż pojawiały się informacje, że polskich obrońców w schrony wgniatało już nie 40, a 50 tysięcy Niemców, a gdzieniegdzie przeczytać można, że walki trwały nawet siedem dni. Najbardziej powszechna wersja to cztery dni.



Zacznijmy więc od walk. To ile w końcu trwał bój o Wiznę?



- Walki nie trwały nawet czterech dni. 7 wrześœnia 1939 roku pod polskie pozycje podszedł tylko szkolny dywizjon rozpoznawczy, zresztą dowodzony przez znakomitego oficera, który potem był wielkim asem Afrika Korps - Hansa Cramera. Dodajmy, że niemieckie siły były wtedy znacznie słabsze od strony polskiej. Zresztą polskich żołnierzy też było mniej niż podaje oficjalna wersja: nie 720 żołnierzy, tylko niespełna 650, ale znacznie lepiej uzbrojonych niż się przyjęło pisać. Niemiecki dywizjon rozpoznawczy nie atakował z prostej przyczyny - miał za zadanie uchwycić most, gdyby nie było na nim obrony. Jednak most wysadzono im przed nosem w powietrze. A że Niemcy byli słabsi od polskiej obrony, to i nie podejmowali nawet żadnych prób działań zaczepnych. Czekali na rozwój sytuacji. Przyjmuje się, że walki pod Wizną miały miejsce od 7 do 10 wrześœnia i były to walki krwawe. I tak oto mamy fałsz już na dzień dobry - bo 7 wrześœnia pod Wizną nie było żadnych krwawych walk. Żeby ogarnąć całośœć, zrozumieć, co działo się w tym dniu w okolicy, trzeba wiedzieć, że niemiecka 10. Dywizja Pancerna atakująca Łomżę dostała polecenie: "albo zdobywacie Łomżę do północy [7 wrześœnia], albo szukajcie innej przeprawy, innej drogi marszu". Wymyśœlono więc, że Łomżę można obejśœć właśœnie przez Wiznę i w ten sposób skierować się na Ostrów Mazowiecką, a potem iśœć dalej w kierunku Warszawy.



Jednak zawrócenie w nocy 10. Dywizji Pancernej, rozciągniętej na bardzo słabej drodze - pamiętajmy, że na tych terenach sieć komunikacyjna była bardzo kiepska - okazała się operacją tak trudną, że pierwsze niemieckie pododdziały 10. Dywizji Pancernej zaczęły śœciągać pod Wiznę dopiero 8 wrześœnia. Najpierw dotarł tam batalion piechoty wsparty dywizjonem artylerii z różnymi oddziałami saperów. Dopiero wtedy zrównoważył się układ sił. I 8 wrześœnia Niemców było już mniej więcej tylu co Polaków. Po południu 8 wrześœnia Niemcy podjęli próbę działań zaczepnych. Obłożyli polską pozycję ogniem artylerii i tu doszło do pierwszego pęknięcia - obsada pozycji najbardziej wysuniętej nad Narwią nie wytrzymała psychicznie i porzuciła swoje pozycje. W ten sposób Niemcy dostali pełną swobodę poruszania się po brzegu Narwi i mogli zacząć budować most pontonowy. Bowiem, aby dywizja mogła ruszyć dalej, musiała postawić właśœnie most pontonowy. To się jednak sprzysięgło przeciw Niemcom. Niemcy mieli kolumnę mostowo-pontonową, po której można było przeprawić dywizję. Ale by przeprawić dywizję, owa kolumna musiała mieć standard nośœnośœci 16 ton. Tymczasem te elementy, z których składano 16-tonowy most pontonowy pod Wizną starczyły jedynie na postawienie mostu długośœci 54 metrów. Pech chciał, że Narew miała w tym miejscu nieco ponad 60 metrów...



Przeprawę Niemców opóźnił więc problem z mostem? Nie bohaterstwo Polaków, tylko złe wyliczenia?



- To jest klucz do zrozumienia przestoju wojsk niemieckich. Owszem, można było postawić lekki most pontonowy i nie przeprawiać ciężkiego sprzętu. Albo czekać na dowiezienie z głębi Rzeszy kolejnej kolumny mostowej, aby most dosztukować. ŒŚciągnięcie tej drugiej kolumny pontonowej okazało się przedsięwzięciem wyjątkowo trudnym, a to z tego powodu, że w momencie gdy na szosę pod Wizną - już zapchaną przez zawracającą 10. Dywizję Pancerną - w dniu 9 wrześœnia zaczęły śœciągać kolejne niemieckie jednostki, już z korpusu gen. Guderiana - to utworzył się tu chyba jeden z największych korków w historii wojen. Sięgał od Wizny aż poza granicę z Prusami Wschodnimi. Przepchanie się przez ten korek zajęło sporo czasu. Mimo że najbardziej wysunięta polska pozycja pękła to i tak Niemcy nie zaatakowali od razu w nocy i do większych działań przystąpili dopiero 9 wrześœnia. Wcześœniej był tylko ostrzał artyleryjski. Żaden ze schronów nie został trafiony żadnym ciężkim pociskiem, nie został zniszczony. Ale cz궜ć polskiej obsady - tej najbardziej wysuniętej nad Narew - nie wytrzymała psychicznie. I to w dodatku bez strat, nikt tam nie zginął, wszyscy porzucili pozycje.



Jak to możliwe, skoro, jak pan mówi, ostrzał nie był tak groźny?



- Malowani chłopcy spod Wizny, jak to pięknie pisała peerelowska propaganda, w rzeczywistośœci byli konglomeratem drobnych pododdziałów, i tych fortecznych - elitarnych - i tych zmobilizowanych w mobilizacji powszechnej, nieznających się nawzajem, niezgranych, po cz궜ci rezerwowych, słabo wyposażonych np. w buty. Zbitka różnych ludzi, z dużą domieszką pododdziałów mobilizowanych z mniejszośœci narodowych, co się bardzo odbiło na dyscyplinie i morale. To wystarczyło, by obrona pękła.



Idźmy dalej. Twierdzi pan, że do prawdziwych walk doszło tak naprawdę 9 wrześœnia.



- Wtedy pod Wizną rzeczywiśœcie była już większośœć 10. Dywizji Pancernej i pułk Landwehry. Wtedy też niemieckie siły skoncentrowane do natarcia rzeczywiśœcie już przewyższały stronę polską. Ale i tak nie były aż tak duże - w samej Wiźnie do natarcia zostało przygotowanych jakieśœ trzy, cztery tysiące żołnierzy niemieckich.



10 razy mniej niż głosi oficjalna wersja! Dlaczego tak mało?



- Przyczyna jest prosta - reszta nadal stała w ogromnych korkach. Proszę zauważyć - do Wizny prowadziły dwie drogi - jedna z Łomży, niemożliwa do wykorzystania, a druga z Jedwabnego. Jedna droga o małej drożnośœci do przerzutu ogromnej ilośœci wojsk - tego się nie da łatwo rozładować, korek murowany. Kolejna sprawa - przez wizneńskie bagna biegła też tylko jedna grobla. Jak pani sobie wyobraża w tym momencie skierowanie 40 tys. żołnierzy jedną groblą liczącą 12 metrów szerokośœci? To po prostu jest niemożliwe. Siłą rzeczy walczyć musiały drobne oddziały. Obronę pod Górą Strękową i Kurpikami przełamała kompania piechoty, wsparta drużyną pionierów i trzema czołgami. Pierwsze oddziały 20. Dywizji Zmotoryzowanej dotarły do Wizny dopiero w nocy z 9 na 10 wrześœnia, a więc już po przełamaniu polskiej obrony, zaśœ 3. Dywizja Pancerna - dopiero dobę po całkowitym ustaniu walk.





Źródło: Gazeta Wyborcza Białystok



Co o tym myśœlicie :?:
 
 
drFaustus 
komendant zgrupowania



Dołączył: 20 Mar 2006
Posty: 10265
Skąd: Piękny kraj!
Wysłany: Nie 13 Wrz, 2009 01:05   

No cóż... ciekawe ilu respondentów znajdzie się w tym miejscu na naszym forum, by zabrać głośœ, a przede wszystkim, by w tym głosie zawrzeć swój punkt widzenia :)

Zwyczajowo, nasze społeczeństwo żyje z głową w piasku, tak na wszelki wypadek i przy takich okazjach będzie waliło w tubę tak, jak wypadało by walić... Postaram się zatem rozpocząć, jako że "na każdym zebraniu jest ktośœ, kto musi zacząć pierwszy..." :)

Z racji tego, że to tylko "migawka" z treśœci książki, dla ogarnięcia całośœci zagadnienia warto i wskazane będzie sięgnąć po tę pozycję, by w sposób rzeczowy odnieśœć się do niej.

Żyjemy w śœwiecie pełnym kłamstw... Kłamie się w sprawach dzisiejszych... kłamie się o dniu wczorajszym, mało tego kłamie się nawet o jutrze... Kłamstwa są w pracy, kłamią w rodzinach, okłamują się bliscy i sąsiedzi. Jednym słowem żyjemy w śœwiecie guseł. Teatrzyki stworzone dla potrzeb chwil, dla lepszego wizerunku, dla stosownej opinii, dla zasady lecz przede wszystkim by ukryć prawdę. Najcz궜ciej niewygodną dla jednej ze stron...

"Prawda jest jedna, wymyśœla się tylko kłamstwa" - nie podam w tej chwili autora tych słów (bo nie pamiętam), lecz są one na tyle proste i zrozumiałe, że nie ma sensu ich tłumaczyć. Przytaczam je z potrzeby chwili.

W tym wszystkim kłamstwa historyczne zajmują czołowe miejsca na piedestale oszczerstw.

Żyjący w zakłamaniu, będą nazywać takie nowo wypływające fakty, teoriami spiskowymi. Tak najłatwiej. Zabarwienie okreśœlenia tego ma za cel zarówno ośœmieszenie takich koncepcji jak i poniżenie jej akceptantów - osób, które będą się zgadzały czy wręcz broniły "nowych" (ogólnoprzyjętych za złe) tez, koncepcji, teorii.

Tak śœwiat jest skonstruowany, że wcześœniej czy później prawdy wychodzą na jaw. I na nic tu kilkunastoletnie klauzule tajnośœci czy wszelkie próby lansowania i kreowania historii dla potrzeb aktualnych dla danego okresu dziejów prominentów czy trendów politycznym. Wszelki krytycyzm jest wskazany, a próby konfrontowania owych "prawd jedynych", które do tej pory rządziły i tworzyły historię, uważam za słuszne.

Ważnym jest to, by nie stać się śœlepą kurą, dziobiącą wszystko na co natrafi.

Propaganda tworzy mity, mity obalają ludzie...

Warto obalać mity, by żyć w zdrowym śœwiatopoglądzie... Co to jest zdrowy? Hmm... Nawet chory będzie odbierał zdrowe otoczenie jako chore, tak więc nie będzie łatwo... nie jest w ogóle...

Zwykła rzeczowośœć, arytmetyka, archiwa i konstruktywna analiza zebranych danych, bez zacietrzewień, chorych ambicji, zwichrowanych śœwiatopoglądów i naleciałośœci kulturowych - to cz궜ć dająca możliwośœć spojrzenia na śœwiat oczami otwartymi na nowe... Nowe-stare, które nie zawsze będzie tym co chcielibyśœmy wiedzieć...

Trzeba umieć się pogodzić z nie zawsze bohaterską przeszłośœcią... Stawić czoła pruderii i hipokryzji osób, których niereformowalne poglądy zatruwają śœwiat...

Po prostu, by "nie wierzyć wszystkiemu co zobaczysz i tylko w połowie temu co usłyszysz"...
 
 
jaszka 
zastępca komendanta drużyny



Dołączyła: 20 Paź 2006
Posty: 449
Skąd: Inowrocław
Wysłany: Pon 14 Wrz, 2009 15:18   

ten tekst ma dalszy ciąg ...



Kolejny mit: wersja oficjalna głosi, że Niemcy ponieśœli ogromne straty, że nasi żołnierze mimo tak dużej dysproporcji sił zniszczyli duże oddziały. Tylko jakośœ nikt nie potrafił do tej pory wskazać, gdzie ci Niemcy leżą. Skoro zginęło ich tak dużo, to gdzieśœ powinny być groby? Sęk w tym, że w walkach pod Wizną Niemców zginęło ledwie dziewięciu, kilkudziesięciu odniosło rany. Tak mówią archiwa niemieckie, a ewidencji strat możemy im tylko zazdrośœcić. Dla porównania - walki o Łomżę kosztowały Niemców ponad 40 poległych, Nowogród - ponad 100, Zambrów i Andrzejewo - ponad 150. Do tego setki rannych.



To jak się mają do tej liczby straty Polaków? Mówi się, że zginęli prawie wszyscy...



- No właśœnie, mówi się. Pisano, że zginęli prawie wszyscy obrońcy z tych 720. Że rzekomo przeżyło i do niewoli poszło tylko 70. To kolejny mit. Nikt nie zadał pytania: skoro zginęli, to gdzie ci polscy żołnierze leżą? Tymczasem znane jest miejsce pochówku tylko trzech polskich żołnierzy. A reszta? Więc jak to jest - nikt z miejscowych, którzy dotarli na miejsce bitwy już po walkach, nie znalazł setek zwłok lub śœwieżych grobów? Nikt nie zadał pytania: a może tego wszystkiego wcale tam nie było?



To, że nie ma grobów, nie oznacza jeszcze, że ci żołnierze nie zginęli, ani, że nie walczyli bohatersko.



- Oczywiśœcie, że nie, ale jest to jedna z wątpliwośœci, która stawia sprawę w innym śœwietle. Ja twierdzę z całą odpowiedzialnośœcią, że większośœć polskich żołnierzy porzuciła swoje pozycje, acz na skutek różnych motywów. To się zdarza - oficer ginie, żołnierz nie wie, co dalej robić. I tyle. Już wieczorem 8 wrześœnia w sąsiednim Osowcu powołany został sąd polowy dla dezerterów spod Wizny. Walki pod Wizną jeszcze na dobre się nie zaczęły, a już napływały grupki spanikowanych żołnierzy bez broni...



Jakie ma pan na to dowody?



- Odpowiedź leży m.in. w źródłach niemieckich, które badałem przez kilka lat. Wcześœniej, autorzy oficjalnej wersji nigdy ich nie przeanalizowali. W Polsce panowało błędne, całkowicie nieuzasadnione przekonanie, że jeżeli cośœ napisali Niemcy, to musi to być kłamstwo. To podstawowy błąd metodologiczny, który zakłada, że niemiecka propaganda i niemieckie dokumenty wojskowe to jedno i to samo. A te dwie rzeczy trzeba rozróżnić. Dokumenty wojskowe pozwalają na odtworzenie minuta po minucie przebiegu walki. Ilu jeńców wzięto, ile sprzętu znaleziono, itd. Jaki interes miałoby niemieckie wojsko, by fałszować meldunki z pola bitwy, dziejącej się tu i teraz?



Co wynika z tych dokumentów?



- Bilans jest taki: zginęło kilkunastu polskich żołnierzy, do niewoli dostało się ponad 90. Pytam więc: co stało się z resztą? Dodajmy jeszcze, że częśœć żołnierzy nie uczestniczyła w walkach - to saperzy, około 70. Ale i tak zostaje ich jeszcze ponad 400. Nadal pytam: co się z nimi stało?



Kolejna sprawa, która budzi wątpliwośœci: weterani. Proszę zauważyć jak prężne było śœrodowisko westerplatczyków, które jakośœ potrafiło odtworzyć listę prawie wszystkich żołnierzy, uczestniczących w walkach i po wojnie też egzystowało "kombatancko" w liczbie ponad stu weteranów. Bohaterów spod Wizny, w najlepszych ku temu latach 60., zbierało się ośœmiu, najwyżej dziesięciu.



Bo może jednak po prostu ich nie było, a nie było, bo zginęli? A może też westerplatczycy byli lepiej zorganizowani?



- Może. Ale myśœlę, że przede wszystkim chodzi o to, że brakowało weteranów. Nie było czym się chwalić.



Sugeruje pan, że wstydzili się, że uciekli?



- Jakkolwiek to nazwiemy. Mnóstwo tu wątpliwośœci.



No dobrze, skąd wzięły się te wszystkie, pana zdaniem, rozdmuchane liczby: 720 żołnierzy polskich, 40 tysięcy Niemców itp.?



- To proste: mamy do czynienia z mitem, który narastał, ponieważ historią bitwy pod Wizną zajmowali się raczej propagandyśœci niż historycy. Mamy do czynienia z sytuacją, w której jedynym historykiem zajmującym się Wizną był pułkownik Adam Sawczyński. I który w dodatku zrobił to już z perspektywy Londynu, po wojnie, nie mając możliwośœci, by przyjechać do kraju. On właśœnie opublikował jeden jedyny artykuł, o którym można powiedzieć, że jest to praca naukowa. Uczynił to zebrawszy skromne źródła, jakie były dostępne w końcu lat 40. i na początku lat 50. Tymczasem mit Wizny zaczął rozwijać się w Polsce mniej więcej po 1959 r., od pierwszej obchodzonej w kraju rocznicy Wrześœnia 1939. 20 lat po wydarzeniach. Ostrożne ustalenia Sawczyńskiego zaczęto mnożyć bez opamiętania. Ogromną i to szkodliwą rolę odegrał wówczas Zygmunt Kosztyła, ówczesny założyciel i dyrektor białostockiego Muzeum Wojska, który napisał parę publikacji na ten temat. Kosztyła wprawdzie zdobył wykształcenie historyczne, ale w chwili, kiedy zajął się tematem Wizny, robił to w taki sposób, w jaki go nauczono - jako politruka w Ludowym Wojsku Polskim.



I tak nakładać się zaczęło na siebie kilka rzeczy: pierwsza sprawa - brak ludzi, którzy dysponowaliby przygotowaniem zawodowym, bądź przynajmniej chęcią zastosowania obiektywnych metod badań naukowych. Druga sprawa - dominacja propagandowego martyrologicznego obrazu wojny. I trzecia sprawa, najtrudniejsza do uchwycenia: pewna atmosfera lat 60., w ramach której zaczęło się rozwijać zjawisko, okreśœlane dzisiaj przez niektórych historyków mianem "moczaryzmu", "narodowego komunizmu". Czyli takiego urzędowego, kombatanckiego podkreśœlania martyrologicznej bohaterskiej wizji przeszłośœci, również tej wrześœniowej. I tak, na bazie tych zjawisk, zaczął kształtować się mit, który idealnie spełniał pewne oczekiwania owych czasów. Oto mamy ogromną, wyssaną z palca przewagę sił niemieckich, oto mamy garstkę polskich obrońców. I samobójcę. No przecież Raginis to istny drugi pułkownik Wołodyjowski z Kamieńca, który się prochami w powietrze wysadził. Sytuacja jest wręcz idealna, tylko bić w dzwony.



To jak w końcu było z Raginisem? Zginął? Nie zginął? Okolicznośœci jego śœmierci też pan podważa?



- Tak naprawdę nie wiadomo, co się stało. Faktem jest, że Raginis nie żyje. Jak doszło do jego śœmierci, tego nie jestem pewien. Istnieje kilka wersji. Oficjalna - że rozerwał go granat. Druga - że zginął od samobójczego strzału. Trzecia - zginął od przypadkowego strzału. Czwarta - zmarł od poniesionych ran. Kolejna wersja powątpiewa, czy Raginis w ogóle zginął. I tak dochodzimy jeszcze do pojawiającej się uporczywie, powtarzanej przez niektórych weteranów i miejscowych wersji - że został zabity przez własnych żołnierzy, jakoby za to, że nie chciał się poddać. To nie jest oczywiśœcie żaden dowód dla historyka, ale pozostałe relacje też jednoznacznymi dowodami nie są. Doszedłem do patowej sytuacji, kiedy nie mając dowodów pozostaje mi jedynie drobiazgowe przedstawienie różnych wersji okolicznośœci śœmierci Raginisa. Niech Czytelnicy sami rozsądzą.



Co pana najbardziej zaskoczyło podczas zbierania materiałów?



- Jestem zaskoczony tym, z jaką nonszalancją w PRL fałszowano historię, podbijano wyniki. I również - co się z tym wiąże - jak zaniechano pewnych działań. Nie analizowano archiwalnych źródeł, nie zbierano relacji żyjących śœwiadków w należyty sposób. Przekazy polegały na tym, że weterani przyjeżdżali na uroczystośœci, tam ich dopadali dziennikarze, pytali o wydarzenia. I tyle. W efekcie dzisiaj w zbiorach archiwalnych nie mamy nawet kompletu relacji ludzi, którzy w latach 60. i 70. przyjeżdżali do Wizny na miejsce walk. Pomiędzy końcem lat 60. a początkiem 80. odnalazło się łącznie kilkunastu ludzi przyznających się do tego, że walczyli pod Wizną. Ale relację złożyły tylko pojedyncze osoby, np. porucznik Witold Kiewlicz. Kilka relacji spisano w Londynie, ale do nich już późniejsi badacze nie dotarli. Tak naprawdę jednak nikt do tego w ogóle nie przykładał należytej wagi. Mój najpoważniejszy zarzut pod adresem epoki PRL-u jest taki, że w momencie, kiedy jeszcze żyli ludzie, których można było odnaleźć - tego nie zrobiono. Ci ludzie nie byli potrzebni. Dlaczego? Gdy w końcu lat 60. zaczęto obchodzić uroczystośœci w Wiźnie, to nie o pamięć chodziło. Proszę zauważyć, że pomnik żołnierzy Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Narew" został ustawiony nie w miejscu walk, tylko w Wiźnie właśœnie. A wszystko po to, by towarzysze mieli gdzie przyjechać i złożyć wieńce. No przecież nie będą jeździć po jakichśœ wertepach. Zwyczajna tuba propagandowa. Weterani byli w tym momencie najmniej ważni. A odtwarzanie prawdziwej przeszłośœci - niepotrzebne.



Będę złośœliwa. Powszechnym jest teraz trend, by z bohaterów robić antybohaterów, spekulować, snuć niepotwierdzone teorie. Pana opinia na temat obrony Wizny może być odebrana właśœnie w taki sposób. A pan zaliczony do grona "młodych wilków", co to nie szanują własnej przeszłośœci... Powiem szczerze: ja wolałabym nadal wierzyć we współczesnego pułkownika Wołodyjowskiego.



- Ja też chciałbym. Proszę sobie wyobrazić, że zostałem wychowany na micie Wizny. I tym bardziej zaskakiwały mnie wyniki poszukiwań. Im bardziej zacząłem się wgłębiać w temat, tym bardziej przestawały mi się zgadzać liczby. I niestety nie mam już wątpliwośœci. Mówi pani o trendzie rewizjonizmu... Moja książka nie jest zbiorem spekulacji. To kilka lat siedzenia w różnych archiwach, analizowania szczegół po szczególe, zbierania drobnych elementów układanki w całośœć. Zimna analiza źródeł: emigracyjnych i niemieckich, które zostaną przedstawione szczegółowo na 600 stronach, ilustrowanych ponad setką archiwalnych fotografii. Oczywiśœcie spodziewam się zarzutu, że Niemcy mogli kłamać, ale zapewniam, wojsko niemieckie nie miałoby w tym żadnego interesu. A mój wiek? To nie moja wina, że urodziłem się 30 lat po tych wydarzeniach. Moją intencją jest pokazanie innego spojrzenia na temat - ale spojrzenia maksymalnie opartego na regułach postępowania badawczego, obowiązujących historyka. Na zafałszowanym micie nie można budować własnej tożsamośœci. Po co na siłę fetować obronę Wizny, skoro niedaleko jest Nowogród, gdzie rzeczywiśœcie odbyły się ciężkie walki?



Więc ważna bitwa pod Wizną zamienia się oto w nic nieznaczący epizod nad Narwią?



- Tego nie powiedziałem. Z punktu widzenia operacyjnego nie był to dla strony polskiej tylko epizod. Sforsowanie Narwi pod Wizną miało przecież fatalne następstwa dla losów całej SGO "Narew". Dla Niemców, był to jednak epizod znaczący niewiele, przymusowy przestój nad rzeką, z niewielkim natężeniem walk. Zadziwiające jest, że wśœród fotografii wykonywanych przez Niemców podczas bitwy pod Wizną, niemało przedstawia wypoczywających żołnierzy, także łowiących ryby, a nawet zażywających kąpieli w Narwi.



Na koniec, przykład związany z trzema żołnierzami walczącymi w obronie Wizny i tym, jak pamięć o nich kształtowała propaganda. Oto polski kapitan, Wacław Schmidt. W 1939 roku pod Wizną dowodził kompanią piechoty. Tenże kapitan, nie będąc oficerem liniowym, a tylko szkolnym instruktorem, zamknął się w schronie i skapitulował dopiero wtedy, gdy wjechały nań czołgi. Chciał popełnić samobójstwo, ale ostatecznie się poddał. Koniec końców - dla peerelowskich propagandzistów - nie okazał się godny miana bohatera. Z prostej przyczyny. Po wyjśœciu z niewoli - mieszkał w Londynie. A porucznik Witold Kiewlicz? Żołnierz wojsk fortecznych, specjalnie szkolony do walk o umocnienia. Porzucił swój schron zanim Niemcy zbliżyli się doń na kilkaset metrów. Podczas odwrotu napotkał pododdział porucznika Teofila Szopy. Zawodowiec Kiewlicz nie zamierzał już walczyć, poszedł dalej. Szopa, nauczyciel-rezerwista, postanowił zostać. I zginął. Po wojnie, w 1972 roku i Schmidt, i Kiewlicz dostali Krzyż Virtuti Militari - srebrny, V klasy. Tyle że Schmidt od londyńskiej kapituły, a Kiewlicz - od Rady Państwa PRL. Czyli w sumie nielegalny, bo krzyż mogła przyznawać tylko kapituła złożona z kawalerów orderu. I oto mamy dwie postawy: jeden wykazał się brawurą, drugi zwyczajnie uciekł. Ale piersi pod ordery wystawić nie omieszkał. A o poruczniku Szopie nikt już nawet dziśœ nie pamięta. Porządnego grobu się nie doczekał, o orderach już nawet nie wspominam.



Na kampanię wrześœniową i polskie wojsko trzeba wreszcie spojrzeć chłodnym okiem. I oceniać też je przez pryzmat zindywidualizowanych postaw, konkretnych ludzi. Nie tylko czerni i bieli, ale różnych odcieni szarośœci. Poza tym sprecyzujmy wreszcie, czego oczekujemy od historyków. Pokrzepiania zbolałych serc czy dociekania prawdy? Nie zawsze da się to pogodzić.
 
 
drFaustus 
komendant zgrupowania



Dołączył: 20 Mar 2006
Posty: 10265
Skąd: Piękny kraj!
Wysłany: Wto 15 Wrz, 2009 00:24   

No to ponowię jackawoj3 pytanie:

Co o tym sądzicie :roll:
 
 
jaszka 
zastępca komendanta drużyny



Dołączyła: 20 Paź 2006
Posty: 449
Skąd: Inowrocław
Wysłany: Wto 15 Wrz, 2009 15:27   

Mnie się osobiśœcie trudno czyta takie teksty bo czuję się albo jak zaprzaniec, porzucający wiarę dla nowych bożków jeśœli zaczynam wierzyć w to co autor twierdzi albo jak ostatni naiwny kretyn jeśœli próbuję sobie tłumaczyć że to następna teoria spiskowa podważająca to co "wszyscy od dawna znamy i rozumiemy".



Artykuł wydrukowałam. Przeczytałam. Z historii faktów pamiętam za mało żeby polemizować ale wydaje mi się że autor wie co pisze. I dobrze że pisze. Bo obojętnie czy się z nim zgadzam czy nie, włącza się myśœlenie a to deficytowy towar ostatnimi czasy. I to myśœlenie bardzo się przyda bo konfrontacji z historią czeka nas jeszcze wiele i nie będą łatwiejsze od dotychczasowych.

Duch rewizjonizmu krąży nad Europą ... 8)
 
 
drFaustus 
komendant zgrupowania



Dołączył: 20 Mar 2006
Posty: 10265
Skąd: Piękny kraj!
Wysłany: Śro 16 Wrz, 2009 19:47   

Daleko nie trzeba szukać... ale nawet Wikipedia (wpisać naley hasło Bitwa pod Wizną), która w żadnym przypadku nie jest tu autorytetem, nie śœmie precyzować i klamać w tym temacie. Podaje zatem tylko oględne info:



Dokładne straty Polaków nie są znane. Niewiele wiadomo o jeńcach wziętych przez wojska niemieckie.



Szacuje się, że większośœć polskich żołnierzy zginęła w akcji, czterdziestu udało się wycofać z rejonu walk i tylu samo trafiło do niewoli. Powyższe dane jednak nie są weryfikowalne.





Dokładne straty Niemców również nie są znane. W swoim dzienniku generał Heinz Guderian zaniżał liczbę poległych w akcji żołnierzy niemieckich.




Nic nie jest dokładnie znane, ale za to wiadomo, że Guderian zaniżał dane Mr. Green Dla mnie super :wink:



Niech Duch krąży, bo ma jeszcze duuużo do pokazania :wink:

"Wszyscy od dawna znamy i rozumiemy" jak piszesz, to nic innego jak synonim słów: wszystko to co chciano byśœmy znali i wiedzieli. Indoktrynacja mająca miejsce podczas procesu edukacyjnego, z jakim przygodę każdy z nas przeszedł w różnym czasie,o różnej długośœci i zaawansowaniu, miaała za zadanie zmanipulowane nami tak, byśœmy wierzyli tylko w jedną prawdę. W większośœci przypadków udało się to jej znakomicie. Ale prawda ma to do siebie, że wcześœniej czy później wychodzi na jaw, że kłamstwa nie są w stanie obronić się w krzyżowym ogniu pytań, w rzeczowym procesie badawczym padają mity i gusła wszelakie.

Deficyt myśœlowy w naszym (i nie tylko społeczenstwie) wciąż śœwięci triumfy - niestety - lecz nie należy być obojętnym i warto się zgadzać bądź nie. Jednym słowem należy mieć swoje zdanie, nawet odmienne od ogólnoprzyjętych śœwiętośœci :wink:
 
 
Jaeger
kandydat


Dołączył: 24 Cze 2009
Posty: 6
Wysłany: Nie 20 Wrz, 2009 12:57   

Stricte w temacie się wypowiadał nie będę Jak zawsze prawda pewnie leży po śœrodku ale polecam nie tylko przeczytać to co zamieszczone tu na forum, ale odnaleźć źródło artykułu w internecie i poczytać cześœć komentarzy pod nim oraz zawarty w nich odnośœnik do jeszcze następnej dyskusji na ten temat w której udział bierze sam autor książki. Dopiero się wam zrobi mętlik w głowach. Mnie przynajmniej się zrobił
 
 
drFaustus 
komendant zgrupowania



Dołączył: 20 Mar 2006
Posty: 10265
Skąd: Piękny kraj!
Wysłany: Nie 20 Wrz, 2009 20:45   

Osobiśœcie mam nadzieję, że zainteresowani userzy już to dawno zrobili :wink:

Tutaj to tylko kierunkowskaz do poszukiwań, dociekań... :wink:
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Kopiowanie wszelkich treści zawartych na forum bez zgody administracji i autorów tematów/postów zabronione!

Administracja forum nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy - są one własnością ich autorów.